Wybrzeże Kości Słoniowej. Skojarzenie: wojna domowa. Ale w rzeczywistości kraj jest obecnie bardzo bezpieczny turystycznie, rosnący biznesowo i wart poświęcenia chwili, szczególnie, że sąsiedzi na północy nie mogą się już tym pochwalić.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Zacznijmy od czarnych barw bo nie mieliśmy jeszcze okazji, żeby zarysować Wam sytuację bezpieczeństwa w regionie Sahelu. Wybrzeża Kości Słoniowej nie planowaliśmy odwiedzać. Trasa miała biec przez Burkinę Faso i Mali ale kraje przestały być stabilne turystycznie. W związku z tym do Côte d’Ivoire (bo tak prezydent oficjalnie kazał nazywać swój kraj w każdym języku) wjechaliśmy kompletnie nie przygotowani, co się nam nie zdarza.
Problemy w regionie są bardzo złożone. Co prawda organizacje terrorystyczne zastraszające teren są islamistycznymi ugrupowaniami powiązanymi z Al-Kaidą, tak zwanym Państwem Islamskim lub lokalnymi organizacjami dżihadystów ale nie można powiedzieć, że konflikt ma jedynie zabarwienie religijne. Ofiarami padają także wyznawcy islamu. W grę wchodzi władza, pieniądze, polityka, narkotyki i wiele wiele innych aspektów. Sytuacji nie uspokaja fakt, że w ramach operacji "Barchan" od 2014 roku na terenie Afryki Zachodniej (Mali, Niger, Burkina Faso, Czad i Mauretania) stacjonuje 4 500 żołnierzy francuskich. Od wielu lat te organizacje terrorystyczne organizują ataki bombowe, zasadzki i porwania. Celem jest wojsko, cywile, pracownicy zachodnich firm, ONZ, a także turyści. Północ Mali niestety kompletnie nie nadaje się już do podróżowania, choć jest tam tak wiele pięknych miejsc do zobaczenia. Ugrupowania dżihadystyczne dążą do wprowadzenia prawa szariatu. Lubią grać na nosie i straszyć prowadząc działania partyzanckie. Niedawno porwali francuskich turystów nawet z północy Beninu, który uchodził do tej pory za oazę spokoju w tej części regionu. Porwanych całe szczęście udało się odbić ale podczas operacji zginęli francuscy żołnierze. Burkina Faso w części północnej i wschodniej też zaognia się coraz bardziej. Ataki nasilają się z miesiąca na miesiąc. Wizy do kraju są wydawane ale postanowiliśmy nie kusić losu i tak trafiliśmy do Wybrzeża Kości Słoniowej.
Kraina zielenią rosnąca
W zasadzie większość kraju przejechać można drogą asfaltową. W dużej mierze asfalt gładki jak stół, ale są fragmenty z dziurami pozostawiającymi wiele do życzenia. Jedynie północ jest jeszcze nie dokończona ale Chińczycy już się tam uwijają. Dróżki biegną przez piękny las równikowy. Jest na co popatrzeć.
Od razu rzuciła nam się w oczy lepsza gospodarność i lepsze wykorzystanie zasobów naturalnych niż obserwowaliśmy w poprzednich krajach. Plantacje palm, kauczuku i kakao porastają całe państwo. Jak ma się do dyspozycji taki klimat to grzechem jest tego nie wykorzystać. Zieleń tryska, porasta wszystko, czego nie wyplewi człowiek. Zjechanie w bok na noc nie było z tego powodu proste.
W środowisku wiejskim nie widać niestety przełożenia tej gospodarności na codzienność i zamożność. Wioska w Wybrzeżu Kości Słoniowej niewiele różni się od tej benińskiej czy kongijskiej. Drobny uliczny handel, towary sprzedawane wprost z głowy jakiejś pani, samopas kóz najczęściej na ulicy.
W skali makro choć kraj od lat sześćdziesiątych jest niepodległy wciąż gospodarczo mocno zależny od Francji, która wykorzystuje swoje kolonialne wpływy. Wybrzeże Kości Słoniowej jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek świata. Choć obecnie obserwuje się małą stagnację, w latach 2012-2017 wzrost gospodarczy wyniósł średnio 8,8% rocznie. To naprawdę sporo! Główną gałęzią przemysłu przez wiele lat było rolnictwo, obecnie na prowadzenie wyszedł przemysł, głównie przetwórczy. Rolnictwo nadal ma się świetnie. Produkcja ziarna kakaowego wciąż jest numerem jeden na świecie. Uprawia się także kawę, trzcinę cukrową, palmę olejową, kauczukowiec, ananasy i wiele innych rzeczy. W kauczukowo-palmowym lesie mieliśmy przyjemność spać.
Niestety za kakaowym biznesem stoi tragedia. Według danych raportu Walk Free Foundation oraz Uniwersytetu Tulane w Wybrzeżu Kości Słoniowej 41% pracowników zarabia poniżej linii ubóstwa, czyli mniej niż 1,9 dolara dziennie. Tutaj średnia dzienna pensja wynosi 0,78 dolara. Aby móc utrzymać siebie i rodzinę, ze względu na niskie ceny skupu ziarna rolnicy zmuszeni są do angażowania własnych dzieci do pracy przy uprawach.
60% kakao produkowanego globalnie pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej oraz Ghany. Według raportu w kraju około 9 600 dorosłych i 2 000 dzieci jest zmuszanych do pracy. Większość dzieci jest narażonych na niebezpieczne warunki pracy, w tym operowanie ostrymi narzędziami i noszenie ciężkich towarów.
W Wybrzeżu i Ghanie kakao jest głównie uprawiane na prywatnych terenach. Są to niewielkie uprawy. Wielokrotnie widzieliśmy suszące się przy drodze ziarna. W tym klimacie wcale z suszeniem nie jest łatwo bo wilgotność powietrza sięga niekiedy 90% a deszcz przynajmniej obecnie pada praktycznie codziennie.
Jak wiadomo kakao jest składnikiem mnóstwa czekoladowych produktów dostępnych na naszych półkach sklepowych. Wzrost potrzeb i biznesu kakaowego przyczynił się do deforestacji terenu. Dodatkowo ceny skupu ziarna kakaowego są stosunkowo niskie, co wymusza na rolnikach dostosowanie się i pracę poniżej linii ubóstwa. W końcu zawsze cierpią ci najmniejsi.
Polecam obszerny raport na ten temat https://cdn.minderoo.com.au/content/uploads/2019/03/06111232/Cocoa-Report_181016_V15-FNL_digital.pdf
Luksus w wielkim mieście
Choć stolicą kraju jest Jamusukro to Abidżan pozostaje stolicą finansową. Zawitaliśmy tam, żeby wyrobić wizę do Gwinei i dzięki Basi z Beninu trafiliśmy do Iwony, która mieszka właśnie w Abidżanie (dzięki Iwona!). W Abidżanie mają swoje siedziby wszystkie czołowe firmy. Przekłada się to oczywiście na ceny, sprawiając, że miasto wskoczyło na naszą listę najdroższych miast na trasie. Choć jak się dobrze poszuka to można znaleźć na ulicy „Panią bułeczkową”, która przyrządzi na śniadanie pyszną półmetrową kanapkę za 3 złote. Mam na myśli wielką bagietę wypełnioną rybą, sosami, jajkiem, grochem i innymi smakołykami. Na pożegnanie mieliśmy nieprzyjemność trafić na wypadek na obwodnicy miasta co usidliło nas w kilkupasmowym kilkukilometrowym i kilkugodzinnym korku. Uświadomiło nam to jak wielką metropolią jest Abidżan.
Zamaskowane duchy przodków
Z innej beczki, bardziej turystycznej. Na Wybrzeżu łatwo zaopatrzyć się można w piękne ale i przerażające maski oraz inne gadżety. Za dobrą radą Basi poznanej w Beninie szerokim łukiem omijaliśmy najbardziej autentycznie wyglądające maski, czyli takie z otwartą gębą, do której można coś wsadzić, ubabrane czymś żółtym. To maski, które zostały po przeprowadzeniu ceremonii i trafiły następnie na handel. Są w nich złe duchy.
Można wierzyć lub nie ale woleliśmy nie sprawdzać. Coś co w europejskich oczach jest dziełem sztuki w tutejszej kulturze ma wymiar praktyczny i można byłoby powiedzieć duchowy. Maski rzadko kiedy pełnią funkcje estetyczne. Związane są ze sferą wierzeń i rytuałów. Są swoistym pośrednikiem między światem nadprzyrodzonym i tym ludzkim. To oczywiście bardzo duże uproszczenie, ale myślę, że pełne zrozumienie jest niemożliwe przez kogoś spoza kultury, w której funkcjonuje. Dla nas maski pozostaną pamiątkami z podróży. Marcin wprawnie stargował cenę i weszliśmy w posiadanie kilku pięknych egzemplarzy. Patrol już pęka w szwach od afrykańskich cudów.