Poszukując szczęścia w sercu Azji

Podróż zmienia, zawsze na lepsze. Pozwala poznać inny świat, ludzi, oderwać się od codzienności, spojrzeć na życie z dystansem. Zmienia perspektywę, poszerza horyzonty. Pomaga poznać siebie i odpowiedzieć na pytanie, co w życiu jest naprawdę ważne.

Smaki Azji

Azja ma wiele twarzy, zawsze urzeka nas jej niesamowita otwartość i gościna, specyficzne podejście do życia, dostrzeganie szczęścia w każdym dniu i w każdym człowieku. Ludzie, których spotykamy nie posiadają wiele w naszym europejskim rozumieniu, a mimo to wszystkim dzielą się z gościem, nie oczekując niczego w zamian. Uwielbiają spędzać ze sobą czas, rozmawiać. Są ciekawi świata. Nie zapomnę pytania, zadanego przez Kirgiza gdzieś wysoko w górach „A jakie są u Was krowy? Łaciate?”. Taka jest Azja, do takiej Azji chce się wracać. Nasza gościnność już dawno uległa presji Zachodu. Nie mamy czasu na poznanie drugiego człowieka, zawsze mamy coś do załatwienia. Poszukujemy szczęścia w rzeczach materialnych. Chcemy więcej i mocniej. Zatraciliśmy w tej pogoni to, co najważniejsze – radość chwil.

Podróżnik powinien szanować kulturę, którą odwiedza, powinien pokornie dostosować się do panujących zasad, odrzucić stereotypy i medialną nagonkę. Otwarty umysł to podstawowe wyposażenie podróżnika. Nie wszyscy muzułmanie mordują w imię Allaha. Zwykli ludzie, dumnie przestrzegający ramadanu, z otwartym sercem ugoszczą każdego podróżnika, opowiedzą o swojej wierze i życiu, z ciekawością wysłuchają i uszanują, co ma do powiedzenia. Nie wszystkie kobiety w islamie są niewolnicami mężczyzn. Może czują się po prostu szczęśliwe? Wychowane w tej kulturze, w tym systemie, odnajdują się w swojej społecznej roli? Podróż to stawianie pytań i szukanie odpowiedzi.

Nasza podróż zbiegła się z ramadanem, świętym miesiącem w islamie. Bardzo nas to ucieszyło bo mogliśmy jeszcze mocniej doświadczyć odmiennej kultury. Dużo czytaliśmy na ten temat przed wyjazdem - o poście, ćwiczeniu silnej woli i poświęceniu, o nocnych ucztach, radosnym rodzinnym biesiadowaniu i o czczeniu końca ramadanu, niczym naszego Bożego Narodzenia, ale w dobrym, niekonsumpcyjnym tego święta znaczeniu. Co przeczytaliśmy, tego doświadczyliśmy. Oczywiście nie wszyscy go przestrzegają, dokładnie tak, jak u nas nie wszyscy chodzą do kościoła i świętują post. Szczególnie dużo wierzących i praktykujących można spotkać w małych wioskach. W Uzbekistanie dostaliśmy zaproszenie na czaj (czyt. herbatę) od Kuandika, który mimo upału, sięgającego ponad 40 stopni Celsjusza ciężko pracował w polu, nie pijąc przez cały dzień ani kropli wody - bo tego wymagała religia. Poświęcenie, godne podziwu. Ugościł nas przy tym jak na Wschód przystało, sam ćwicząc samokontrolę. Tam poznaliśmy kulturę picia herbaty. Czaj jest pretekstem do spędzania ze sobą czasu. Pije się ją na śniadanie, obiad i kolację. W miastach zamiast kawiarni mężczyźni spotykają się w tzw. czajhanach czyli herbaciarniach, zasiadając na tapczanach i prowadząc wielogodzinne dyskusje. Zielona herbata gasi pragnienie i oczyszcza organizm. Często są to zebrane w górach i wysuszone na kamieniach zioła, o właściwościach leczniczych. Gdybyśmy tylko wiedzieli, które należy zbierać… Z piciem herbaty związany jest specjalny ceremoniał. Podawana jest w imbryczku, a pita z małych czarek. Dwie pierwsze należy wlać z powrotem do imbryczka. Według tradycji dopiero trzecia nadaje się do picia. Co ciekawe zasady tej przestrzega także młode pokolenie. Widzieliśmy młodych chłopców, którzy całkowicie automatycznie dwa razy przelewali herbatę, zanim się jej napili. Gość nigdy nie może mieć pustej czarki, dlatego przez te 2 miesiące wypiliśmy jej hektolitry. Nigdy wcześniej i nigdzie indziej zielona herbata nie smakowała mi tak bardzo.


Życie

Centralna Azja to spory obszar, zróżnicowany kulturowo i geograficznie. Można tam zobaczyć niesamowitą architekturę islamu, pustynie, stepy, przepiękne góry, ciekawe gatunki zwierząt. Jednak najciekawsza jest obserwacja ludzi, tego jak płynie ich życie. To dla nich warto tam pojechać i poszukać własnej definicji szczęścia.

Kraje tego regionu mają podobny poziom rozwoju gospodarczego, a ich mieszkańcy wyznają podobne wartości. W każdym z krajów można zaobserwować ogromne kontrasty. Nie da się ukryć, że globalizacja zrobiła swoje. W miastach miejsce znalazły największe zachodnie marki, poszerzające swój rynek. W małych górskich wioskach ludzie tworzą niesamowite, całkowicie samowystarczalne społeczności, kultywują tradycję, często nadal prowadząc koczowniczy tryb życia.

Tadżykistan i Kirgistan to najbardziej wyraziste kraje tej podróży.

Tadżykistan, położony jest na „dachu świata”. To tutaj znajduje się pasmo Pamiru, u którego zbiegają się szczyty Karakorum, Himalajów, Kunlun, Tienszanu i Hindukuszu.

Ludzie mieszkają tu na wysokości 3-4 tysięcy metrów nad poziomem morza. Ich życie nie należy do najprostszych. Tereny nie są żyzne, niewiele da się tutaj uprawiać. Dlatego też osiedlają się w okolicach rzek, stwarzając systemy irygacyjne, które umożliwiają jakiekolwiek uprawy. Żyją z hodowli zwierząt, głównie owiec i kóz. Nic nie może się zmarnować dlatego jako opał wykorzystują suszone zwierzęce odchody, tym bardziej, że na tych terenach praktycznie nie rosną drzewa. Żywią się przetworami mlecznymi, mięsem i produkowaną przez każdą rodzinę lepioszką (chlebem). Trzeba przyznać, że świetnie rozwinął się u nich transport publiczny, a raczej autostop. Przyjęło się społecznie, że auta nie powinny jechać z tzw. pustym przebiegiem i wszystkie siedzenia powinny być zajęte. Zatem wystarczy stanąć przy drodze a samochody same się zatrzymują. Podwieźliśmy w ten sposób prawie 30 osób, poznając ich historie.

W górach spotkaliśmy Pamirów, którzy mają odmienną od tadżyckiej kulturę, język, a nawet religię. Z kolei Kirgistan ma bogatą koczowniczą tradycję. Nadal w sezonie letnim w wysokie góry przenoszą się głównie mężczyźni, by wypasać bydło. Żyją wtedy w charakterystycznych filcowych jurtach, które pełnią funkcję doraźnego domu. Kirgizi kochają konie, są mistrzami konnej jazdy. Nadal kultywują tradycję organizując konne wyścigi i berkutschi czyli polowanie z orłami. Uwielbiają kumys, sfermentowane kobyle mleko, popijane dla smaku i zdrowotności.

Mieszkańcy Centralnej Azji potrafią szczerze cieszyć się tym, co mają, chociaż nie mają wiele. Spędzają ze sobą czas, rozmawiają, grają, pracują, popijają herbatę. Ich życie płynie jakby wolniej. Nigdzie się nie spieszą, nie robią kariery, nie zarabiają pieniędzy i nie kupują sobie czegoś, tylko po to, żeby komuś zaimponować, są wspaniałymi gospodarzami. Potrafią się dzielić ze szczerą, niewymuszoną i spontaniczną radością.

Serce Azji

Nie da się opisać Wschodu, jego niepowtarzalności. Myślę, że każdy powinien odbyć taką podróż, w pewnym sensie podróż w głąb siebie i doświadczyć Wschodu na własnej skórze, ale tylko wtedy, kiedy w pełni się na niego otworzy. Kompletnie zmienia się wtedy percepcja i definicja szczęścia. Można na chwilę się zatrzymać, złapać dystans i zastanowić, co w życiu jest naprawdę ważne? Gdzie jest szczęście? Odpowiedzi na to pytanie szukałam od dawna. Chyba tam, gdzie ludzie mają dla siebie czas, a nie pieniądze. Podróż zmienia. Zawsze na lepsze.

Artykuł opublikowany w magazynie Globtroter.

Komentarze

komentarz

Translate »