To nie będzie przyjemna lektura. Ale czuję obowiązek opowiedzenia Wam co strasznego stało się w Rwandzie, tak niedawno. Pewnie część z Was coś o tym słyszała, ale czy wystarczająco dużo?
Wydawać by się mogło, że akty ludobójstwa nasz świat ma już dawno za sobą. Że szczególnie Europa po okrucieństwach drugiej wojny światowej powiedziała sobie „nigdy więcej!”. Niestety. Jak pokazała końcówka XX wieku nie wszyscy wyciągnęli wnioski z tych strasznych czasów i bez skrupułów uczestniczyli, ba! prowadzili aktywne działania tutaj, w Rwandzie. Tak jakby na obcym gruncie się nie liczyło.
Podwaliny nienawiści
Tutsi i Hutu. Hutu i Tutsi. Czy coś o nich wiecie? Dwie grupy etnicznie, które przez wiele lat żyły obok siebie. W pewnym momencie jedna z nich zapałała do drugiej nienawiścią tak wielką, że w efekcie w sto dni zostało zamordowanych milion ludzi. Jak to możliwe? Postaram się trochę rozjaśnić powody. Niewątpliwie była to jedna z najskuteczniejszych akcji propagandowych w historii, nad którą pracowano wiele lat.
Aby zrozumieć należy cofnąć się sporo wstecz. Czy wiecie, że antropologia niechlubnie zawdzięcza swój rozwój między innymi za sprawą kolonializmu? Tak. Jednym z propagatorów był król Leopold II, jeden z największych zbrodniarzy w historii, który w swoim chorym umyśle stworzył plan przejęcia Konga w XIX wieku. Kiedy oficjalne panowanie w Kongu przejął rząd belgijski zrozumiano, że w Afryce wcale nie panują takie same zasady jak w Europie, postanowiono zrozumieć ludzi, których wyzyskiwano, w celu jeszcze skuteczniejszego wyzysku. Choć nie nazywano wtedy tak tego wprost. Powołano do życia Bureau International d’Ethnographie, czyli Międzynarodowe Biuro Etnograficzne. Niedługo później powstała wielotomowa „Encyklopedia ras czarnych”, napisana przez europejskich inteligentów, charakteryzująca wiele plemion kongijskich, które ostrymi jak brzytwa liniami zostały od siebie oddzielone i zdefiniowane. I nic nigdy wcześniej tak ostro nie zarysowało krawędzi, nie wydzieliło ram jak ona. Prawdziwa samospełniająca się przepowiednia. Na jej podstawie uczono później dzieci różnic między poszczególnymi plemionami. Maszynka do produkcji stereotypów, czyż nie?
Skupmy się na Hutu i Tutsi. Obie grupy żyły ze sobą od wieków. Jednak kiedy pojawili się kolonizatorzy zaczęto zaostrzać dychotomie. Pierwsi byli Niemcy, którzy zarządzanie terenami przekazali w ręce Tutsi, co stało się początkiem rosnącego z czasem konfliktu międzyetnicznego. Szybko jednak przekonali się, że ta grupa jest zbyt świadoma swojej siły i swoich praw. Dlatego postanowili na uległego sojusznika, który łasy był na władzę, i którym łatwiej było sterować, jak marionetką. I wtedy przyszedł czas I wojny światowej. Niemcy stracili kolonie. Władzę nad Rwandą przejęli Belgowie. Najgorsze co po sobie zostawili, co z pewnością ma związek ze wspomnianą encyklopedią, jest wprowadzenie kart identyfikacyjnych, w których znalazła się rubryka „przynależność rasowa”. Kategoryzacja częstokroć dokonywana była na podstawie rozstawu oczu, nosa czy wzrostu. Nikt z zainteresowanych nie zdawał sobie sprawy z tego, czym ta łatka będzie skutkować w przyszłości.
W latach pięćdziesiątych zaczęły się tworzyć partie polityczne i Rwanda odzyskała niepodległość. Następnie w wyniku zamachu stanu władzę przejął przedstawiciel Hutu Juvénal Habyarimana. Niedługo później stał się prezydentem. Zaczęła się era dyskryminacji. Tutsi nie mieli wstępu na uczelnie wyższe, rządowe stanowiska. Napisano nową historię, której nauczano w szkołach. Nie trudno się domyślić, że Tutsi nie byli pokazani w niej w najlepszym świetle. Nie trudno się też domyślić, że rósł wśród nich gniew. Utworzyli Rwandyjski Front Patriotyczny, który rozpoczął trzyletnią wojnę domową, zakończoną w 1993 roku. Postanowień traktatu pokojowego miały dopilnować siły ONZ.
Medialna propaganda
Nie od dziś wiadomo, że media są najsilniejszą tubą propagandową. Także w Rwandzie Hutu wiedzieli jak się z nimi obchodzić, regularnie budując nienawiść. Wpajano Hutu, że są zagrożeni przez Tutsi, że mają nieczyste intencje, chcą się ich pozbyć, przejąć władzę, zniszczyć. Skutecznie udało się osiągnąć cel. Hutu znienawidzili Tutsi. Była to nienawiść w najczystszej postaci. Taka, która potrafiła na komendę przekonać sąsiada do zabicia kolegi zza płotu. Maczetą.
Do lepiej wyedukowanej części społeczeństwa zwracano się słowem pisanym. Używano wymownej symboliki. Tutsi prezentowani byli pod postacią karaluchów. W gazecie rządowej opublikowano na przykład dziesięć przykazań Hutu. Powinniście to przeczytać:
Z kolei do analfabetów trafiało radio i telewizja. Słynna stacja radiowa RTLM, będąca własnością przywódców rządowych, szerzyła propagandę przeciw Tutsi. Hasło „ściąć wysokie drzewa” mówiło samo za siebie. Wprost namawiano do natychmiastowej eksterminacji Tutsi.
Ściąć wysokie drzewa
6 kwietnia 1994 roku rozpoczęła się masakra. Jej początek należy upatrywać w zestrzeleniu samolotu w Kigali, na pokładzie którego znajdywali się prezydenci Rwandy oraz Burundi, obaj z plemienia Hutu. Wracali właśnie z Aruszy, w której to podpisali porozumienie pokojowe z Tutsi, przy wsparciu USA i Francji (Francja nie jest tutaj przypadkowa). W jego efekcie Tutsi mieli być dopuszczeni do rządów, a do kraju mieli wrócić uchodźcy. Radykałowie Hutu okrzyknęli zestrzelenie samolotu zdradą, o zbrodnię posądzili Tutsi. Nie jest do końca jasne kto dokonał zamachu. Nie zmienia to faktu, że stał się punktem zapalnym i był zaplanowany ze sporym wyprzedzeniem. Chwilę po zamachu bestialsko zamordowano premier Rwandy, która zgodnie z konstytucją przejęła władzę nad krajem. Potem nienawiść rozprzestrzeniła się na cały kraj. Wszystko zaplanowane było jak w zegarku. Nie ma mowy o przypadku. Mordowano każdego przedstawiciela Tutsi. Jak ich rozpoznawano? Nic prostszego. Przecież każdy miał wpisaną w dowodzie przynależność etniczną. Masowo ginęli Tutsi. Bez litości dla starców, kobiet w ciąży i dzieci. Umierali także Hutu, którzy nie chcieli brać udziału w masakrze. Kobiety były gwałcone przez chorych na AIDS, specjalnie w tym celu rekrutowanych przez rząd. Z raportu przygotowanego przez ONZ wynika, że zgwałcono 250 000-500 000 kobiet.
Szkoła w Murambi
Opowiem Wam historię jednego miejsca, memoriału. Jest w ich Rwandzie setki, na terenie całego kraju. Myślę, że przez pryzmat tej historii pojmiecie, jaki był mechanizm jednej z najgorszych zbrodni ubiegłego wieku.
Kiedy zaczęła się rzeź, Tutsi szukali ratunku, schronienia. Naturalny kierunek? Kościół, szpital, szkoła! Jeśli sami na to nie wpadli, „dobre dusze” tak właśnie im podpowiedziały.
- Uciekaj do szkoły, przeczekaj najgorsze, jest tam francuskie wojsko, pomogą Ci i będą chronić!
Skoro mówią tak biskup i burmistrz czemu miałbyś im nie wierzyć? Biegniesz.
I tak setki tysięcy ludzi znalazło się nieświadomie w pułapce. Zaplanowanej, przygotowanej latami pułapce. W świeżo budowanej, jeszcze nie dokończonej szkole technicznej schronienie znalazło pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Szkoła jest pokaźnych rozmiarów. Poza głównym gmachem, powstawało kilkanaście sporych budynków, w których lokalizowano po kilka sal lekcyjnych. Szkoła otoczona była z każdej strony górami. Niedostępna, niewidoczna z zewnątrz. Idealne miejsce do zasadzenia pułapki. Godne zaufania i trudne do ucieczki. Niczym panoptikon Foucault.
Najpierw osłabiono Tutsi poprzez odcięcie od wody i jedzenia. Następnie paramilitarna organizacja Interahamwe rozpoczęła mord. Tutsi zabijano z użyciem granatów. Następnie dobijano ich maczetami. Ofiarami padały bezbronne dzieci, które nie miały zielonego pojęcia, że są jakimiś Tutsi i co to znaczy. Ci którym udało się zbiec schronili się w kościele, w którym prawie wszyscy zginęli następnego dnia.
Memoriał został zachowany w stanie niemal nienaruszonym. W głównym budynku szkoły zlokalizowano muzeum, które przedstawia historię masakry.
Najgorsze jest jednak na zewnątrz. Zachowano ogromnych rozmiarów dziurę w ziemi, stanowiącą jeden z masowych grobów.
Wyciągnięto z nich tysiące poszlachtowanych ciał, które następnie poddane zostały mumifikacji. Tak. W muzeum zobaczyć można szkielety zamarłych (dosłownie) ciał. Niektóre zatrzymały się w czasie, broniąc się przed ciosem. Okropny widok. Nigdy nie wymażę go z pamięci. Gdybym mogła cofnąć czas nie weszłabym do tej sali. W innych pomieszczeniach niczym w Auschwitz zobaczyć można ubrania zmarłych, ich rzeczy osobiste. Ogromne ilości.
I teraz wyobraźcie sobie, że dla zatuszowania miejsca zbrodni, a także uciechy i urozmaicenia nudnej codzienności zbudowano boisko do gry w siatkówkę. Na jednym z masowych grobów. Pozostawię to bez komentarza.
Masakrę przeżyły trzydzieści cztery osoby, spośród pięćdziesięciu tysięcy.
Dziś utrzymanie memoriału oraz konserwację ciał współfinansuje rząd niemiecki. Ciekawy chichot losu.
Koniec rzezi
Rwandyjski Front Patriotyczny zdominowany przez Tutsi przejął władzę. Większość stacjonowała na terenie Ugandy oraz Tanzanii. Około dwóch milionów Hutu zamieszanych w ludobójstwo zbiegło z Rwandy, przekraczając granicę Ugandy, Burundi, Tanzanii i Zairu (dziś Demokratyczna Republika Kongo). Zdjęcia z masowej ucieczki Hutu obiegły świat. Zachodni świat bez dogłębnej znajomości tematu wysłał pomoc humanitarną dla zabójców do Zairu! Nie dla poszkodowanych Tutsi! W ucieczce Hutu pomagali Francuzi. Wielu z nich do dziś nie wróciło do ojczyzny, słusznie obawiając się konsekwencji. RFP nie pozostał bez winy. Zarządził krwawy odwet na Hutu. Do dziś tysiące oskarżonych o ludobójstwo czeka na wyrok.
ONZ chowa głowę w piach
Podczas masakry na terenie Rwandy stacjonowały siły pokojowe ONZ. Z wyprzedzeniem zdawały sobie sprawę z tego, co się szykuje. Zbrodnia nie była spontaniczna. Była skrupulatnie planowana i aranżowana. Organizacja Narodów Zjednoczonych nie kiwnęła palcem ani przed masakrą, ani w jej trakcie. Co więcej, mimo interwencji UNAMIR (Misja ONZ do spraw Pomocy Rwandzie) zarząd ONZ nakazał bezstronność, użycie broni jedynie w celu samoobrony, a następnie wycofanie sił pokojowych, czyli Błękitnych Hełmów z rejonu konfliktu. Ambasady wszystkich krajów zostały zamknięte. Dyplomaci opuścili kraj. Wszyscy umyli ręce. Mimo rozkazów dyrekcji generalnej generał Dallaire, szef UNAMIR zdecydował zostać w Rwandzie i chronić cywili, którzy znaleźli schronienie w siedzibie organizacji. W efekcie 454 żołnierzy sił pokojowych ONZ zostało dobrowolnie na terenie kraju i pomogło uratować 32 tysiące obywateli kraju.
Kto ma coś za uszami?
Większość Tutsi zginęła od maczet, które zakupione zostały za dolary od Chińczyków. Oddziały Interahamwe i Impuzamugambi uzbrajane były w granaty i karabiny AK-47. Nie były przecież produkowane w Rwandzie. Za dostawą broni stała brytyjska firma Mil-Tec Corporation LTD, która dorobiła się na tym milionów dolarów.
Najciekawszy jest wątek francuski. Poświęcę mu chwilę.
W 2008 roku niezależna komisja śledcza przedstawiła raport rwandyjskiemu rządowi. Oświadcza w nim, że Francja była świadoma nadchodzącego ludobójstwa, a co więcej aktywnie uczestniczyła w szkoleniach bojówek Hutu i brała udział w masowych morderstwach. To publiczne oświadczenie wstrząsnęło opinią publiczną. Raport składa się z pięciuset stron, był przygotowany pod przewodnictwem ministra sprawiedliwości Rwandy. Podczas śledztwa przesłuchano dziennikarzy, naukowców, pisarzy, którzy przebywali w Rwandzie w czasie ludobójstwa. Raport nie pozostawia suchej nitki nawet na francuskim prezydencie, premierze czy szefie dyplomacji. Przesłuchiwani członkowie Interahamwe, organizacji ,która fizycznie dokonywała mordów potwierdzili, że byli szkoleni przez francuskich oficerów. Rwanda oskarża Francję o wspieranie mocodawców rzezi.
Francja wszystkiemu zaprzeczyła, oceniając raport jako niedopuszczalny, zafałszowany, przerabiający historię.
W memoriale w Murabi znajduje się tablica z zeznaniem jednej z dziewcząt, która przeżyła ludobójstwo. Opowiedziała o koszmarze sprzed lat, kiedy to francuscy żołnierze podczas „ochrony ludności” każdego wieczoru wybierali spośród dziewcząt tą, na którą mieli ochotę i bestialsko gwałcili ją publicznie, zbiorowo. Przypominam, że były to lata 90. XX wieku. Francuscy żołnierze.
Czy kościół katolicki brał udział w ludobójstwie?
Episkopat Rwandy oficjalnie przeprosił za rolę, jaką niektórzy duchowni odegrali w ludobójstwie. Zakonnice, księża i przywódcy kościoła szerzyli nienawiść, podsycali konflikt. Możecie to pojąć? W 2016 roku po niedzielnych mszach świętych w Rwandzie odczytano przeprosiny Rady Episkopatu:
„Przepraszamy w imieniu wszystkich chrześcijan za wszystkie błędy, jakie popełniliśmy. (...) Wybaczcie nam zbrodnię nienawiści, która obejmuje również nienawiść wobec kolegów, z powodu ich przynależności etnicznej. Nie pokazaliśmy, że stanowimy jedną rodzinę, zamiast tego zabijaliśmy się nawzajem. Wybaczcie nam zbrodnie popełnione przez księży, siostry i przywództwo Kościoła, które promowało etniczne podziały i nienawiść”
Za postawę Kościoła i jego przedstawicieli w Rwandzie przeprosił Jan Paweł II, a wiele lat później papież Franciszek.
Do dziś nie wyjaśniona została postawa prowadzącego wtedy pracę misyjną w Kigali polskiego biskupa Henryka Hosera, późniejszego arcybiskupa warszawsko-praskiego.
Czy sprawcy ponieśli konsekwencje?
Oczywiście, że nie. A przynajmniej nie wszyscy zostali rozliczeni. Najwięksi zbrodniarze wciąż pozostają na wolności i cieszą się spokojnym życiem. Przewodnik muzeum w Murambi powiedział, że jedyną nadzieją pozostaje Międzynarodowy Trybunał Karny, który ma moc sądzenia osób oskarżonych o najcięższe zbrodnie przeciwko ludzkości.
Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy skazał na kary dożywotniego więzienia między innymi pułkownika armii rwandyjskiej, a także przedstawicieli duchowieństwa katolickiego. Za współudział w ludobójstwie sądzono m.in. duchownego Athanase Seromba (który schronił się we Włoszech), zakonnice Gertrudę i Marię Kisito (ukryły się w Belgii) oraz wielebnego Wenceslas Munyeshayka (znalazł azyl we Francji).
Skazano także dziennikarzy radia RTLM, którzy odegrali dużą rolę w budowie podwalin pod ludobójstwo i szerzeniu nienawiści.
Na ławie oskarżonych zasiadł premier Jean Kambanda, który przyznał, że ludobójstwo nie było omawiane w kuluarach. Mówiono o nim bez ogródek w dyskusjach parlamentarnych (!). Tworzono listy egzekucyjne, które zostały następnie skrupulatnie zrealizowane.
Łącznie oskarżono niespełna sto osób. Sto osób spośród milionów oprawców.
Dzisiejsza Rwanda
Zastanówmy się teraz nad rzeczywistością dnia codziennego. Ofiary i oprawcy żyją obok siebie. Wielu jest owocem gwałtu, nosicielem wirusa HIV. Niejednokrotnie zabójca najbliższej rodziny mieszka w sąsiedztwie. Musieli nauczyć się z tym żyć bo jeśli nie, jakie mogą być konsekwencje? Zemsta. Niestety mnóstwo winnych nie zostało osądzonych. Szczególnie tych „zwykłych” ludzi, którzy zabijali maczetami sąsiadów.
Prezydentem od 2000 roku jest Paul Kagame, założyciel Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego, który stara się prowadzić pokojową politykę.
My, przelotni obserwatorzy, przemierzyliśmy Rwandę wzdłuż i wszerz i jej dzisiejszy obraz w niczym nie przypomina tragedii, która wydarzyła się 25 lat temu. Przypominają o niej jedynie memoriały rozsiane po całym kraju.
Nakręcono sporo filmów o ludobójstwie w Rwandzie. Z oglądniętych polecamy:
- Shake Hands with the Devil („Podać rękę diabłu”, na podstawie autobiografii Romea Dallaire’a) – ten film trzeba zobaczyć!
- Sometimes In April (polski tytuł: „Czasem w Kwietniu”)
- Hotel Rwanda (swoją drogą hotel funkcjonuje do tej pory)
Wciąż przed nami:
- Ptaki śpiewają w Kigali
- Shooting Dogs („Strzelając do psów”)
Jesteśmy bardzo ciekawi najnowszej produkcji Netflixa „Black Earth Rising”. Czy wniesie coś do tematu czy będzie pustym zarabianiem pieniędzy i żerowaniem na ludzkiej tragedii?
Wydarzenia w Rwandzie są wciąż świeżą raną, owianą tajemnicą. Wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jaka naprawdę była rola Francji w tych wydarzeniach? Jaki był prawdziwy cel podsycania konfliktów między Hutu i Tutsi przez Belgów? Dlaczego ONZ był aż tak bierny? Czy konflikt jest jedynie uśpiony czy realnie zakończony?
Warto przeczytać:
http://genocidearchiverwanda.org.rw
https://www.africasacountry.com/2018/06/reconsidering-frances-role-in-the-rwandan-genocide
https://www.bbc.com/news/world-africa-13431486