Jeszcze przed przyjazdem fascynowało mnie dlaczego niektóre namibijskie miasteczka wyglądają jak pocztówka z Niemiec. Szukając odpowiedzi coraz bardziej zaczęłam zagłębiać się w czarne karty historii tego kraju i odkryłam rzeczy, o których nie miałam pojęcia.
Obozy koncentracyjne. Przed oczami od razu pojawia się Hitler i Auschwitz, jako kolebka zła. A po głębszej lekturze okazuje się, że pierwsze obozy wcale nie pojawiły się w Europie. Założyli je Hiszpanie na Kubie. A potem Hitler? Nie nie, potem Brytyjczycy zrobili swoje w dzisiejszym RPA. A potem Hitler? I tak, i nie. Potem obozy zostały założone w Namibii. Tak, przez Niemcy, ale to jeszcze nie czasy Hitlera. Swego rodzaju eksperyment nie na swoim podwórku. Może nikt się nie zorientuje.
Początki tragedii
Jeszcze długo, długo przed II wojną światową europejskie mocarstwa rozpychały się łokciami po kontynencie afrykańskim, walcząc o strefy wpływów. Nie tyle wpływów, co realnego przejęcia nowych lądów, o nową piaskownicę do zabawy. Bo ta europejska już dawno była za mała na ambicje imperialistów: za mało złóż naturalnych, za mało siły roboczej, za mało rynków zbytu, za mało, za mało, za mało! Niemcy w pierwszym rozdaniu przygarnęły stosunkowo niewiele, porównując do Francji czy Wielkiej Brytanii, bo jedynie tereny dzisiejszego Kamerunu, Togo, Tanzanii (Tanganika) Burundi, Rwandy (Niemiecka Afryka Wschodnia) oraz pustynny obszar dzisiejszej Namibii (Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia). Po klęsce I wojny światowej utraciły posiadłości na rzecz Wielkiej Brytanii (Tanganika), Belgii (Rwanda, Burundi) i Związku Południowej Afryki, czyli dzisiejszego RPA (Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia).
Ale zanim wszystko stracili popanoszyli się na kontynencie, najpierw przystępując do „oczyszczenia” terenu z niechcianych lokatorów. A było ich sporo, zamieszkujące te obszary ludy Herero i Namaqua (Nama) nie zamierzały ustąpić. Według niemieckich imperialistów bezczelny bunt trzeba dusić w zarodku.
Lüderitz, od niego wszystko się zaczęło
Lüderitz to małe niepozorne miasteczko na wybrzeżu. W zasadzie pierwsze w pełnym tego słowa znaczeniu miasto, do jakiego dotarliśmy po kilkuset kilometrach jazdy po pustkowiach. Znajdziesz tu pocztę, supermarkety, stacje paliw, jest nawet mały port. Nazwa brzmi nad wyraz niemiecko, prawda? Pochodzi od nazwiska pewnego kupca, Adolfa Lüderitza, który przybył tu końcem XIX wieku zakupić ziemię. Jak się później okazało zrobił to w imieniu niemieckiego państwa. Od tego zaczęło się tworzenie kolonii.
Herero i Nama nie zamierzali bezczynnie poddać się woli oprawców i oddać zamieszkałych ziem bez oporu. Jednak Niemcy rozprawili się z nimi bez ogródek. Zainspirowani obozami koncentracyjnymi wprowadzonymi w sąsiedniej kolonii brytyjskiej, zbudowali pięć obozów, nazwanych zgrabnie „obszarami zamkniętymi” w Lüderitz, Swakopmund, Windhuk, Karibib oraz Okahandja.
Rolą obozów było głównie zapewnienie darmowej siły roboczej, która miała umożliwić budowę niemieckiej kolonii.
Najgorszą sławą owiany był obóz przy Lüderitz, Shark Island. Niegdyś wyspa, dziś półwysep. Występowały na niej okrutne warunki klimatyczne: bardzo zimne prądy i silne wiatry. Przetrzymywano tam więźniów w nieludzkich warunkach, wykonywano także eksperymenty na ludziach. W celach, jak twierdzono, naukowych odcinano więźniom głowy, mierzono, katalogowano, wsadzano do formaliny i wysyłano do niemieckich uniwersytetów, gdzie rodziła się idea wyższości rasy białej. Kolekcjonowano także ludzkie czaszki. W bestialski sposób pobratymcom kazano gotować głowy, a następnie kawałkami szkła oczyszczać czaszkę ze skóry i tkanek. Szacuje się, że wysłano do Europy około 800 głów. Nie mogę pojąć, jak człowiek człowieka może zmusić do czegoś takiego.
Szefem „programu” był doktor Fisher, wyznawca eugeniki, przekonany o negatywnych skutkach mieszania się ras, który po powrocie do Niemiec opracował program rasowy partii i wdrażał go w Europie podczas II wojny światowej. Ostatecznie dożył późnej spokojnej starości w Niemczech bez poniesienia jakiejkolwiek odpowiedzialności za zbrodnie, których się dopuścił.
Największy obóz znajdował się w stolicy, Windhuk. Przetrzymywano tam do siedmiu tysięcy więźniów. Najbardziej wytrwali przeżywali dziesięć miesięcy. Zastępca gubernatora Afryki Południowo-Zachodniej pisał w liście do Departamentu Kolonii, że „Wysoka śmiertelność jest w długofalowym interesie Niemiec”.
W tym czasie kolonia rosła na sile. W 1912 roku wobec wyniszczonej wojną ludności etnicznej i opadającej woli walki, Niemcy ogłosili zwycięstwo. Na terenie byłego obozu koncentracyjnego oraz masowych grobów w centrum stolicy postawiono pomnik jeźdźca Schutztruppe, na którym znalazła się tablica:
"Ku czci walecznych niemieckich żołnierzy, którzy poświęcili życie dla cesarza i rzeszy dla ratowania i utrzymania tego kraju (...)"
!!!
W 2009 roku pomnik został przeniesiony w inne miejsce.
Po wygranej wojnie zaczął się nowy rozdział namibijskiej historii. Tym Herero, którzy przeżyli konfiskowano ziemię. Zamieszkali tu żołnierze, ale ściągano także bezpośrednio z Niemiec nowych osadników. Kuszono ich darmową ziemią, konfiskowanym bydłem, nisko oprocentowanymi pożyczkami. Aby przypadkiem panowie nie mieszali swojej czystej rasy sprowadzano im na koszt II Rzeszy żony i dzieci, a tym którzy rodzin nie mieli także niemieckie prostytutki. Ci, którzy dali się skusić czarnej urodzie groziło odebranie farm. Oficjalnie wprowadzono zakaz małżeństw mieszanych a wszystkim, którzy wchodzili w mieszane związki groziła utrata przywilejów.
W wyniku pierwszego ludobójstwa XX wieku, w ciągu zaledwie kilku lat Niemcy eksterminowali 80% ludności. „Udane” wdrożenie polityki czystej rasy Hitler zaaplikował następnie w stosunku do Żydów w Europie.
Niemiecka sielanka nie trwała jednak długo, Niemcy musieli oddać swoją Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią Brytyjczykom. Na wiele kolejnych lat biała dominacja pozostała zatem nie tknięta, jednak okres obozów koncentracyjnych w Namibii został zamknięty.
Nierozliczona przeszłość
Namibia odzyskała niepodległość dopiero w roku 1990. Zbrodnie niemieckie do dziś nie zostały rozliczone. W 2007 roku udało się odzyskać część czaszek wywiezionych do Niemiec. A w 2017 w sądzie w Nowym Jorku ludy Herero i Nama złożyły pozew o odszkodowanie za ludobójstwo, którego dopuścili się Niemcy. Postawa Niemców wobec roszczeń nie różni się niczym w stosunku do Polski zniszczonej podczas II wojny światowej.
Namibia dziś
Kiedy masz w głowie historię kraju inaczej patrzysz na pięknie zaprojektowane pocztówkowe miasteczka. Masz świadomość jakim kosztem powstały. Widzisz potomków tamtych żołnierzy, którzy nie bronili się przed wrogiem, nie walczyli o wolność, ale zabijali w celach czysto imperialistycznych, oraz tamtych niemieckich osiedleńców, którzy skuszeni darmową parcelą, bydłem, przyjechali osiąść na nie swojej ziemi. Wiedzieli przecież doskonale skąd ta ziemia i bydło się wzięły. Część z nich chodziła co niedzielę do kościoła luterańskiego w Windhuk, wybudowanego zaraz obok obozu koncentracyjnego. Widzisz ogrodzenia ciągnące się setkami kilometrów, farmy zamieszkałe przez białych farmerów, którzy zatrudniają zapewne potomków Herero i Nama. Widzisz, że największy procent turystów przybywających dziś do Namibii to obywatele Niemiec, przyjmowani są przez Herero, pełniących rolę przewodników, z otwartymi rękami, gdyż przywożą im pieniądze. Czyli niemiecka dominacja w Namibii się skończyła, czy przybrała tylko inną formę? Szukasz sprawiedliwości i nie znajdujesz jej.
Wracam do pytania, które postawiłam w Zambii odnosząc się do Stanleya i Livingstona, tutaj sytuacja jest jeszcze bardziej jaskrawa. Dlaczego, do cholery, nazwy miast nie zostały zmienione po odzyskaniu niepodległości?! Dlaczego na terenie jednego z obozów koncentracyjnych znajduje się obecnie kemping a na nim tablica upamiętniająca Alfreda Lüderitza, założyciela Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej oraz upamiętniająca śmierć niemieckich żołnierzy-bohaterów w latach 1904-1908?!
Na koniec polecam książkę „Witamy w białej Afryce”, która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu. Autor rozmawia z wieloma potomkami niemieckich kolonizatorów, którzy żyją w Namibii do dziś. Ich postawa i opinie mrożą krew w żyłach. Niesamowite jak bardzo różnie można patrzeć na ten sam fragment historii. Jak bardzo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.