Kiedy ktoś pyta co najbardziej urzekło mnie na Sri Lance zawsze odpowiadam: zwierzęta. Ich bliskość, wszechobecność i różnorodność robią wrażenie.
Dzikość w parkach
Jednym z głównych napędzaczy gospodarki jest turystyka. Ruch turystyczny i gęstość zaludnienia sprawiły, że większość dużych dzikich zwierząt trzeba było pozamykać w parkach. Trochę dla ich dobra, a trochę dla pieniędzy bo parki narodowe są jednymi z chętniej odwiedzanych miejsc przez obcokrajowców, a jednocześnie jedną z najdroższych atrakcji turystycznych na wyspie. Ale cóż, trzeba zagryźć zęby i zapłacić, z resztą 120 zł od osoby za 8-godzinną wycieczkę po parku ze śniadaniem to chyba obiektywnie nie aż taka tragedia. Po prostu rozpieściły nas ceny rzędu 3 zł za obiad.
Spośród kilku parków wybraliśmy Yala Park na południu wyspy. Słyszeliśmy, że jest tam bardzo duże prawdopodobieństwo zobaczenia najważniejszych gatunków i wcale się nie zawiedliśmy. Yala jest parkiem mocno obleganym i oddalonym od centrum miasta dlatego najlepiej zatrzymać się w okolicznej miejscowości na noc i zapytać czy właściciel organizuje safari. To ich główny środek utrzymania w tej okolicy więc można być pewnym, że nawet jeśli on nie organizuje to zna kogoś kto to zrobi w dobrej cenie.
Z pełnym przekonaniem polecamy LakeSide Cabana w miejscowości Tissamaharama. To miejsce zostało przez nas okrzyknięte rajem i próżno szukaliśmy później w różnych częściach wyspy alternatywy, która by mu dorównała. Pyszne jedzenie, wspaniałe bardzo zadbane domki, czysto, w ogrodzie hamaki, palmy, dzikie pszczoły, mnóstwo ptaków i laguna pełna życia, czego dowodem jest ogromny ponad 2-metrowy waran paskowany, jedna z największych jaszczurek świata, która postanowiła się wysuszyć wprost przy naszym domku.
A cena 2500 rupii (ok. 50 zł) za domek ze śniadaniem dla 2 osób!
Właściciel organizuje safari za 5500 rupii (ok. 120 zł) ze śniadaniem. Start o 4 rano, powrót o 12. Jest też opcja całodzienna ale dla nas te pół dniówki było wystarczające.
No dobrze, ale wróćmy do zwierząt. W parku udało nam się wypatrzyć największy skarb czyli drapieżnego lamparta lankijskiego, który jest kociakiem samotnym, żywiącym się m.in. aksisami, waranami, małpami czy nawet bawołami. Gatunek ten został uznany za zagrożony wyginięciem dlatego myślę, że park to dobra sprawa dla takiego chłopaka. Może go ludzie podenerwują ale przynajmniej nikt mu tu krzywdy nie zrobi.
Kolejny okazały zwierz, którego spotkaliśmy to słoń indyjski, a konkretniej cejloński, który może sobie ważyć nawet do 5 ton. Niestety on także jest w tzw. Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych. Jest znacznie mniejszy od występującego w Afryce kuzyna. Jeśli spotkasz samotnego roślinożercę prawdopodobnie masz do czynienia z samcem, gdyż samice żyją w stadach. Słoń mimo swojej niezgrabnej postury potrafi poruszać się bardzo cicho i szybko, w marszu rozwija prędkość nawet do 15 km/h i dożywa sędziwego wieku 70 lat. Słyszeliśmy, że dużo więcej słoni spotkać można w parku Udawalawa. Można je też zobaczyć poza parkiem. Nam się to przytrafiło przed wjechaniem do Yali.
Dziki bawół indyjski, zwany również wodnym, był chyba najliczniej występującym zwierzęciem w parku. Zawsze towarzyszyła mu czapla, która podjada insekty, prawdziwa symbioza!
Krokodyl błotny jest najgroźniejszym z dotychczas opisanych zwierząt. Atakuje z ukrycia, a w żółto-zielonych wodach nietrudno mu się schować. We wrześniu 2017 roku głośny był przypadek zaatakowania brytyjskiego dziennikarza surfującego w okolicach Elephant Rock. Krokodyl wciągnął go pod wodę i już nie wypuścił.
Dzika świnia
Jeleń aksis
Aksisa spotkaliśmy też w centrum miasta
Widzieliśmy mangustę, która słynie z niebywałej odwagi i umiejętności polowania na kobry.
Mangusta
Zwierzęta wśród ludzi
Ale nie martwcie się, to nie tak, że zwierzęta występują tylko w parkach. Codziennie spotykaliśmy różniaste ptaki, gady czy ssaki. Weźmy na przykład takie warany. Trafiliśmy na paskowanego, który szybko biega, łazi po drzewach, pływa, nurkuje i ma ogromne cielsko, nawet do 2,5 metra długości. Prawdziwy potwór. Spotykaliśmy też mniejsze i zwinniejsze warany bengalskie, które żyją wśród ludzi, często przebiegały drogę jakby nigdy nic.
Częstym towarzyszem jest wiewiór zwany pasecznikiem palmowym, który wydaje charakterystyczne dźwięki.
Pasecznik wielki
Pewnego wieczoru w okolicy naszego raju wypatrzyliśmy setki lecących ptaków z ogromnymi skrzydłami. Po przyglądnięciu się dostrzegliśmy, że to monstrualne nietoperze, które okazały się największym gatunkiem owadożernego nietoperza świata. Poznajcie rudawkę wielką, która w przeciwieństwie do swoich mniejszych kuzynów nie posiada zmysłu echolokacji, przez co nie jest w stanie latać w całkowitej ciemności. Rozpiętość skrzydeł może wynosić nawet 170 cm! Zajada się owocami i stadnie przesypia całe dnie wisząc na drzewach. Niestety czasem wpada na pomysł zawiśnięcia na kablach elektrycznych. Chyba nie muszę kończyć…
Rudawka wielka
Nie zapominajmy o małpach, ich spotykaliśmy chyba najwięcej. Całe szczęście nie były to małpy złodziejki, które czekały tylko na okazję żeby coś zwinąć. Żyją wśród ludzi ale raczej w symbiozie. Można spotkać też zupełnie dzikie małpy, które nie są przyzwyczajone do ludzi i bacznie się przyglądają, robiąc podchody. Najbardziej podobały nam się makaki rozczochrane z uroczą grzywką powiewającą na wietrze. Są gatunkami endemicznymi na Sri Lance.
Makak rozczochrany
Widzieliśmy też hulmany czubate, które są zwierzętami czczonymi przez hindusów, gdyż mitologicznie są potomkami boga-małpy Hanumana. Niezwykle zwinne, szybkie i zgrabne przeskakują między drzewami. Co ciekawe mają wyspecjalizowany układ trawienny, pozwalający im jeść rzeczy, które dla innych gatunków małp uznawane są za trujące.
Hulman czubaty
Przyglądnijmy się jeszcze tematowi żółwi. Na Sri Lance Ci ich dostatek. Występują w kilku gatunkach: skórzaste, zielone, szylkretowe, karetta oraz oliwkowe.
Na południu wyspy znajduje się kilka plaż, na których przy odrobinie szczęścia można nocą wypatrzyć żółwice, wychodzące na plażę, by zakopać w piasku jaja. Najpopularniejszą plażą jest Tangalla, choć mimo że przeszliśmy pieszo plażą 4 kilometry nie udało nam się wypatrzeć żółwicy w akcji. Jedynie ślady po jajkach, jej wędrówce przez piach i wykopane wielkie doły.
Żółwica składa każdorazowo kilkadziesiąt jaj. Małe żółwiki po wykluciu muszą walczyć o przetrwanie a nie każdemu jest ono dane. Wiele z nich ginie jeszcze w jajku, które często podkradane są na przykład przez ptaki czy kłusowników. Dlatego też na Sri Lance powstało sporo sierocińców dla żółwi, których celem jest ich ratowanie, dbanie o prawidłowy wylęg, a następnie dokarmianie, odchowywanie i wypuszczenie na wolność, kiedy osiągną wystarczającą dorosłość. Brzmi szlachetnie? Owszem ale po wizycie w takim sierocińcu mam mieszane uczucia. Żółwiki pływają w bardzo małych betonowych basenach, w których obijają się o siebie. Żyją w ciągłym stresie bo przez takie sierocińce przewija się mnóstwo turystów i każdy chce żółwia wziąć do ręki albo chociaż dotknąć. Większe osobniki mają swoje samodzielne baseny ale wciąż mają za mało miejsca, żeby funkcjonować. Myślę, że dla takiego żółwia to raczej marny żywot.
Strażnik w wylęgarni żółwi
Żółw albinos!
Ptaki zasługują na osobny wpis bo ich gatunków widzieliśmy naprawdę multum. Ciąg dalszy nastąpi! Na zachętę podrzucam przepiękną żołnę wschodnią.
Żółna wschodnia