Ach te podróże! Wiele osób mówi, że nam zazdrości ale wierzcie mi, wszystko to, co robimy jest kwestią priorytetów. My z kolei zazdrościmy bądź będziemy żałować pewnych kroków w przyszłości. Takie już jest to życie.
Jednak jedno jest pewne. Jeśli się naprawdę chce, to trzeba po prostu to zrobić. Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Każdy kolejny przychodzi już zdecydowanie łatwiej.
Czasami w dłuższej podróży zaczynam tęsknić za wygodami jakie mam w domu. Czasami wydaje mi się, że mógłbym pojechać na wczasy z basenem by naprawdę odpocząć. Bo podróżowanie to nie tylko pocztówkowe miejsca a wręcz przeciwnie. To mnóstwo wyrzeczeń i kompromisów. Często spanie w spartańskich warunkach, jedzenie rękami z jednego talerza z lokalesami i tego typu sprawy. Wszystko oczywiście orientalnie brzmi i potęguje koloryt miejsc jednak ostatecznie może skończyć się tygodniowymi posiedzeniami w kiblu. Takich niewygód są tysiące jednak mimo wszystko, jest to na tyle wartościowe, że grzechem byłoby inne poznawanie świata. Dlatego uważam, że wyruszyć trzeba. Ja wyruszyłem. Dominika wyruszyła. Może Ty też powinieneś?
Pomyśl nad tym, bo twierdzenia typu: nie mogę bo rodzina, bo praca, bo przyzwyczajenia, bo już jestem za stary… - to tylko wymówki. Oszukujesz mnie bądź co gorsza, samego siebie. Jeśli naprawdę chcesz to znaczy, że możesz. Może to jeszcze nie Twój czas ale zacznij myśleć o tym i wpisz to w swój grafik albo pieprznij wszystkim i jedź. Reszta się ułoży.
Pewnie większość z Was kojarzy Gunthera Holttorfa? Dla tych co nie są w temacie zaznaczę, że facet w chwilę po zburzeniu muru berlińskiego, wyjechał sobie z domu w 18 miesięczną podróż po Afryce. Miał wtedy chyba 50-tkę na karku. W sumie całkiem młody i w sile wieku więc niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podróż mu się nieco przedłużyła i wrócił do domu (Niemcy) raptem 4 lata temu. Zrobił się wielki szum, bo w podróży był 26 lat. Nawinął na koła 884 tysiące kilometrów i to wszystko jednym samochodem. Mercedesem G rzecz jasna 4x4 bo to te samochody umożliwiają głębsze penetracje odległych nam miejsc. Odwiedził przy tym 177 krajów a podróż dokumentował swoimi analogowymi aparatami fotograficznymi. Historia niesamowita. Proponuję poczytać o jego perypetiach – łatwo znaleźć wzmianki na ten temat w Internecie.
Ale do napisania tego tekstu tchnęła mnie inna postać. Siedzimy sobie wczoraj w porcie w Aleksandrii dopełniając formalności któryś dzień z rzędu, by odzyskać samochód nadany z Grecji. Od samego początku naszego pobytu w Egipcie widujemy jedynie Egipcjan. Część z nich rzecz jasna przez napływy innych nacji nie ma już tak charakterystycznych dla nich rysów twarzy ale ciągle są to Egipcjanie. Wtem pojawia się jakaś starsza pani o blond włosach. Moja wyobraźnia już zaczyna analizować jej wygląd czego wynikiem jest farbowana Egipcjanka. Takie też się zdarzały co mnie wysoce dziwiło. W końcu kobiety islamu raczej zakrywają wszystko by nie pokazywać się obcym mężczyznom na mieście a co dopiero stosować tak kontrowersyjne zabiegi. Tak już jednak jest. Dziś nie wszyscy są radykalnymi muzułmanami. O dziwo, są też i ateiści w tym kraju. Kobieta ta, jednak nie dawała mi spokoju. Coś we mnie się odpaliło i nie pozwalało mi pozostać wobec niej obojętnym. Pierwszy mój uśmiech wycelowany w jej oczy spotkał się z tym samym rezultatem. Podszedłem więc do niej by urozmaicić sobie czas rozmową. Zna angielski. Jest dobrze. Mało tego. Myliłem się. Jest Niemką. Ba! Myliłem się podwójnie. Jest 81-letnią Niemką! Też postawiła sobie za cel objechanie Afryki jednak dzieli swoją wycieczkę na dwie części i w połowie wraca na kilka miesięcy na stary kontynent. Mieliśmy sporo czasu bo jej fixer też załatwiał dla niej papiery związane z odbiorem samochodu a procedury te są strasznie skomplikowane. W między czasie cały czas rozmawialiśmy i dzięki temu poznałem historię jej życia. Niesamowicie sympatyczna i skromna osoba obdarzona ogromnymi pokładami energii! Miała duży rodzinny biznes a dokładniej była dilerem samochodowym. Od dziecka związana z motoryzacją bo już z wieku 16-stu lat rozpoczęła zabawę z motorami biorąc udział w licznych wyścigach. Sama zna się na mechanice a w swoim garażu posiada kilka klasyków. Jednym z nich objechała już prawie cały świat a dziś przyszedł czas na Afrykę.
A jak do tego doszło? W prosty sposób! Chodź mówiła mi, że trochę żałuje, że tak późno się zdecydowała. Jej dzieci nie chciały kontynuować rodzinnego biznesu więc sprzedała salon samochodowy i ruszyła w podróż jednym ze swoich klasyków. Był to Adler 6 z silnikiem Stinnesa. Kultowa jednostka jednak niejednokrotnie dawała jej popalić. Heidi Hetzer, bo o niej mówię, okazuje się być znaną postacią w Niemczech. Być może i część z Was coś o niej już słyszała. Ja jednak nie, ale mówiła, że teraz po opublikowaniu książki o swoich podróżach, sława zaczyna jej już przeszkadzać i cieszy się, że wreszcie wyruszyła do tej Afryki bo tu jej nikt nie zna i nie męczy o autografy.
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem niezmiernie poruszony tą osobą! Dziś ponownie się spotkaliśmy. Wszyscy szczęśliwi bo zarówno my, jak i Heidi, widzieliśmy już nasze samochody. Pokazywała mi czym teraz podróżuje, bo Hudo (wspomniany klasyk) za często się już psuł i niestety został zamieniony na nowego LandCruisera. By nie było sztampowo, oraz bardziej z uwagi na to, że skradzionego – zawsze znajdzie, został przemalowany na kolor różowy. I jak to ładnie ujęła teraz podróżują razem w składzie Old Lady & Pink Lady. Swoje przygody skrzętnie spisuje w swoim małym notatniku jednak iPad nie jest jej obcy i dokumentuje w nim zdjęcia samochodów oraz te z podróży. Babka ma swój profil na Instagramie i zdziwiona była, że ja nie mam. Ale ten świat jest zawirowany!
Dobra dawka inspiracji?
Znamy odpowiedź na pytanie postawione w tytule?