Niesamowite zwierzęta Ugandy

Wow! Nie spodziewaliśmy się po Ugandzie tylu zwierząt! Po pierwsze ze względu na bardzo dużą gęstość zaludnienia, a po drugie zgodnie z naszymi założeniami, póki co omijamy jeszcze parki narodowe więc szansę na wypatrzenie dzikich zwierzów ocenialiśmy raczej na nikłą.

Pozytywne zaskoczenie w tym kraju odnotowaliśmy także ze względu na ludzi. Wreszcie. Ugandyjczycy są całkiem fajni, da się żyć!

Wypatrzyliśmy wiele zwierzaków, których nigdy nie widzieliśmy. Zacznijmy od takiego Pana kameleona. Sprytne chłopaki wypatrzyły go gdzieś w krzakach, a dokładniej w kwiatach, bo na nich lubi przebywać jegomość. Choć myślimy, że to tylko wersja dla nas, a naprawdę trzymają je gdzieś w swoich ogródkach i jak tylko napatoczy się „mzungu” sprzedają historyjkę licząc na coś w zamian. Niemniej, gdyby nie oni, zupełnie nie wiedzielibyśmy gdzie szukać tego kolorowego gada. Nie wiedzielibyśmy nawet, że trzeba go szukać bo byliśmy przekonani, że występuje głównie na Madagaskarze. Ich wyłupiaste oczy działają zupełnie inaczej niż ludzkie. Każde z nich jest niejako osobnym bytem i kiedy jedno patrzy do przodu, drugie może kontrolować co dzieje się z tyłu. Na dodatek poza podstawowymi barwami mogą odbierać światło ultrafioletowe. Muszę przy okazji obalić mit, który sama uważałam za fakt. Kameleony wcale nie upodabniają się do otoczenia. Owszem, potrafią zmieniać kolor ale powody są zupełnie inne. Co ciekawe jeden z nich to zmiana stanu emocjonalnego. Czy to mogłoby oznaczać, że zmieniają barwę jak są na przykład zakochane? Inny powód to komunikacja z pobratyńcami, czy prozaicznie, temperatura: w wyższej odcień jest bardziej zielony, a w niższej skóra szarzeje. Przeciekawe gady.

Skoro już przy gadach jesteśmy dorzucę Wam jaszczury, pieszczotliwie nazywane przez Marcina smokami. Żyją wokół nas na co dzień. Niektóre są przepiękne, o intensywnych, jaskrawych wręcz barwach. Spójrzcie na agamę czerwonogłową czy agamę niebieskogłową. Cuda!

Człekokształtne

Zostawmy jaszczury i przenieśmy się do świata małp. Warto poświęcić im dłuższą chwilę. W Ugandzie małp zatrzęsienie. Warto spoglądać czasem w górę, by wypatrzeć skaczące między drzewami kolorowe zbiry. Nie przez przypadek nazwałam je tym mianem, bo niektóre z nich potrafią być agresywne i zaborcze, także w stosunku do człowieka, o czym Marcin już wspominał przy okazji opisywania kenijskich zwierzaków. Dość powszechnie występujące pawiany najczęściej przesiadują przy drodze licząc na odpadki porzucane przez kierowców.

Przejeżdżając koło nich zamykamy szyby, nie są to osobniki ani sympatyczne, ani ładne. Oj nie chcielibyśmy takiego towarzysza spotkać twarzą w twarz poza naszym bezpiecznym domem, tym bardziej, że roznoszą pchły. Przejdźmy do okazów wartych wypatrywania. Natura pokolorowała małpy na mnóstwo barw. Widzieliśmy niebieskie, czerwone, czarne, czy białe. Zacznijmy od gerezy białobrodej, którą okrzyknęliśmy jednogłośnie starym dziadem. Spójrzcie tylko na jej twarz. Kiedy widziałam ją po raz pierwszy z oddali myślałam, że to panda. Zmyliło mnie biało-czarne umaszczenie. Ich puszyste ogony zwisają z drzew. Rzadko kiedy można je spotkać na ziemi, schodzą sporadycznie w poszukiwaniu pożywienia.

Z tej samej rodziny, koczkodanowatych, pochodzi kolejny ciekawy osobnik, kotawiec sawannowy, lokalnie, potocznie zwany „blue balls”, zgadnijcie czemu. Ten skurczybyk nie boi się ludzi. Jest bardzo sprytny i dobrze wie, że jak się koło człowieka zakręci to albo coś dostanie, albo sobie weźmie. Nie zaprzyjaźniliśmy się. Dużo bardziej nieśmiała gereza czerwona, charakteryzuje się długim, czerwonym ogonem.

Widzieliśmy też czarnego osobnika, choć nie możemy zidentyfikować ich nazwy. Wyraz twarzy mają jak człowiek.

Przejeżdżając drogą publiczną przecinającą park narodowy Kisoro, którą pokazał nam Jasiek, udało nam się wypatrzeć szympansy. Mieliśmy ogromne szczęście, bo z reguły, żeby je zobaczyć turyści płacą wielkie haracze, sięgające kilkuset dolarów. Znacznie różnią się od innych małp. Ich mimika twarzy pozwala twierdzić, że człowiek wywodzi się od tych ssaków. Niestety były za szybkie i udało nam się ustrzelić tylko tyłek jednego z nich. Nie będziemy publikować pornografii więc musicie nam uwierzyć na słowo.

Ptaki

Zostańmy ponad ziemią, wznieśmy się w przestworza. Tu też jest co oglądać, czasem aż szyja boli. Pooglądajcie te bajeczne okazy.

Pięknego bociana, żabira afrykańskiego, wypatrzyliśmy nad jeziorem Alberta.

Ibis czarny

Ibis białowąsy

Marabut afrykański to jest dopiero potwór! Żywi się między innymi padliną i różnej maści odpadkami, przez co często spotkać go można w centrum miasta czy wioski, żerującego w śmieciach. Niestety ich pióra były wykorzystywane w kobiecych kapeluszach i szalach boa, co doprowadziło prawie do zagłady tego gatunku. Nie bez winy są też wędkarze, którzy wykorzystują je do robienia przynęt zwanych sztuczną muchą.

Turak czerwonoczuby, to chyba ten pan:

Przyleciał sobie z kolegami wprost na drzewa Jaśka. Toko czarnogłowy też lubi Jaśkowe towarzystwo.

A ten, to z kolei szyszak

Kolejny lotnik, rybaczek z rodziny zimorodków jest świetnym łowcą. Potrafi zawisnąć w powietrzu w bezruchu, wypatrując ofiarę w wodzie i nurkuje z niesamowitą prędkością, rozpryskując taflę niczym skacząca ryba. Niezły zawodnik!

Ten też wydaje mi się ptaszkiem z rodziny zimorodków:

Dzioborożec trąbiący, wydaje bardzo głośne dźwięki, szczególnie podczas lotu. Charakterystyczna narośl na dziobie sprawia, że wygląda niczym tukan.

I na koniec pokażę Wam prawdziwego wojownika, wojownika czarnego.

Ładne te ptaki, co? Ale nie myślcie, że to koniec zwierzaków. Wracamy na ziemię. A na ziemi niby zwykłe bydło a wcale niezwykłe. To chyba byk zebu. Samiec ma rogi tak wielkie, że ciężko pojąć jak on może z nimi funkcjonować.

Ze zwierzyny dzikiej warto wspomnieć o bawołach przylądkowych, występujących zawsze w akompaniamencie ptaka wyskubującego insekty.

Może parę słów o tym jak szukać dzikiej zwierzyny w zaludnionym kraju. Otóż najprostszym rozwiązaniem jest wyciągnięcie z kieszeni dolarów i zapłacenie za jednodniowy wjazd do parku narodowego 35-40 dolarów na osobę, dodatkowo 150 dolarów, jeśli wjeżdżasz własnym autem na przykład w parku Murchinson Falls. Innym sposobem, który zawdzięczamy między innymi Jaśkowi, jest wyszukiwanie dróg publicznych przecinających parki, obejmujące często ogromne powierzchnie. I tak właśnie udało nam się „upolować” w Parku Queen Elisabeth chociażby guźca

czy na przykład koba śniadego oraz inne wydania naszych polskich jeleni,

a nawet słonie, które postanowiły przejść nam drogę!

Na koniec zostawiam Was z koronnikiem szarym, występującym w godle Ugandy. Cudo!

P.S. Jeśli jest tu jakiś znawca zwierząt i zauważy, że palnęłam jakąś gafę to proszę o zwrócenie uwagi. Krytykę przyjmę z pokorą.

Komentarze

komentarz

Comments are closed.