SKŁAD GRUPY:
Marcin (hOMER), Dominika, Krzysiek (Boro), Ziuta, Halinka Samolot i samochody na miejscu |
EKSPLOROWANE KRAJE:
Jordania, Palestyna, Izrael
Czas podróży: 8 dni
Po wylądowaniu w Ovdzie na terenie Izraela, przy kontroli paszportowej warto wbić pieczątkę nie w paszporcie lecz na biało-niebieskim druczku, o który wystarczy poprosić. Pieczątka w paszporcie może przyczynić się do wielu nieprzyjemności w krajach arabskich. Na lotnisku nie ma wprawdzie bankomatu ale jest kantor. Kurs jest wyjątkowo nieopłacalny ale by się dostać do Ejlatu wybraliśmy autobus a nie stopa. Lepszych opcji raczej nie było. Po formalnościach dotarliśmy do Ejlatu i udaliśmy się na plażę a degustację lokalnej kuchni zaczęliśmy w McDonaldzie. Plaża Morza Czerwonego jest bardzo przyjemna. Leżąc na leżakach oglądaliśmy sobie mecz siatkówki i lądujące nad nami samoloty bo w samym centrum jest kolejne lotnisko. Mimo sporej ilości kamer i popijaniu sobie coli z naszych butelek, nikt do nas nie przepędził. Nocleg spędzamy w hostelu Sea Princessa dość blisko wybrzeża. Na tej trasie znaleźć można cztery wypożyczalnie samochodów ale z tym jeszcze poczekaliśmy bo pierwszą w kolejce zwiedzania okazała się być Jordania.
Jordania: (informacje o kraju)
Na granicę zawozi nas poznany w McDonaldzie taksówkarz. Zaoferował nie tyle dobrą cenę, co auto z odpowiednią ilością miejsc, bo w końcu naszą grupę stanowiło pięć osób. Odprawa od strony Izraelskiej przebiegła wyjątkowo sprawnie. Wnosimy opłatę wyjazdową z Izraela oraz wypłacamy gotówkę, którą od razu wymieniają nam na Jordańskie Dinary. Wszystko w pierwszym okienku. Kurs nieprawdopodobnie kiepski a kwota jaką musimy wypłacić jest spora bo obejmowało opłatę wizową na teren Jordanii. W internetach podawane są sprzeczne informacje na jej temat dlatego woleliśmy się zabezpieczyć by nie pozostać w strefie międzygranicznej bez opcji wejścia na teren Jordanii, gdyż na jej granicy nie ma opcji pozyskania już środków na wizę. Będąc już po stronie Jordanii okazuje się, że opłata wizowa jest uiszczana jedynie gdy planujemy być na terenie tego kraju krócej niż dwie noce. Kolejna noc zwalnia nas dodatkowo z opłaty wyjazdowej z Jordanii. Nie płacimy zatem nic. Otrzymujemy tylko kartkę z wypełnionymi przez nas danymi, którą mamy zwrócić w dniu opuszczania Jordanii.
Teraz tylko przebrnąć przez mafię taksówkarzy. Przy granicy panują bowiem określone zasady. By dostać się do najbliższego miasta, jakim jest Aqaba nie możemy poruszać się pieszo. Podróż z czekającymi tam taksówkarzami wiąże się z opłatą 7 dinarów od osoby. Tak! Od osoby a nie od kursu. Manager taksówkarzy zaproponował nam oczywiście wyższą cenę a na przejaw naszego targowania się pokazał nam tablicę ustalonych rządowo już cen. Ceny rzecz jasna były mniejsze niż zaproponował ale i tak większe niż nasza propozycja. No ale od czego ma się głowę na karku? Wykupujemy zatem kurs dla dwóch osób i po niedługim czasie wracamy po resztę ekipy wypożyczonym samochodem po czym wszyscy lądujemy w Aqabie na śniadanie. Miasto, mimo że położone rzut beretem od Ejlatu, jest sporo tańszym jego odpowiednikiem również położonym nad Morzem Czerwonym. Na stół wjeżdża kilka odmian hummusu, pomidorki i rzecz jasna pita. Całość zwieńcza pyszna czarna kawa z kardamonem bądź herbata z miętą lub szałwią. Jeśli słodzimy, należy o tym zasygnalizować w momencie zamówienia, bo procedura parzenia przewiduje taką opcję a później z posłodzeniem kawy jest już kłopot.
Czas na posiłek się skończył. Pora zająć się zwiedzaniem. W tym też celu kierujemy się na pustynię Wadi Rum. Jeszcze przed samą pustynią, zatrzymuje nas kierowca Toyoty i organizuje nam przejażdżkę po pustyni. Wypożyczoną terenówką zrobilibyśmy to w lepszym stylu i bez napięcia lecz dysponowaliśmy jedynie autem osobowym. Jest już dosyć późno lecz małą szansą było spędzenie tam większej ilości czasu bo harmonogram mamy mocno napięty. Do zachodu słońca pozostało nam zaledwie kilka godzin dlatego też szybko zmieniamy auto na terenowe i z pozycji paki pickupa oglądamy marsjański krajobraz. Kierowca sprytnie omija bramki wjazdowe by uniknąć opłaty wjazdowej, zawozi nas na kaniony, seven pillars oraz small bridge. Z wydmy oglądamy zachód słońca i wracamy. Trzeba uważać na tych typków bo mają tendencję do wymuszania dodatkowych opłat już w trakcie trwania wycieczki. Na miejscu jest kilka campów, gdzie można wypić herbatkę, kupić pamiątki czy też zostać na noc, lecz nocą temperatura na pustyni może dochodzić do zera czego my nie chcieliśmy doświadczyć. Udajemy się zatem do Petry oddalonej o nieco ponad 300 km. Jest już wprawdzie ciemno więc trzeba uważać na przebiegające drogą lisy, lecz godzina młoda. Meldujemy się w znanym z niskich cen hostelu Valentine Inn. Tam przekonujemy się, że grudzień jest zimnym miesiącem nie tylko na pustyni. Dowiadujemy się też, że legalny zakup alkoholu w Jordanii dostępny jest jedynie w Aqabie. Mało tego. Miasto jest zwolnione z akcyzy i jest on tam nadwyraz tani. W Petrze niby również można kupić, lecz jedynie w hostelach a najtańszym okazuje się być właśnie nasz, jednak cena nadal nie przekonuje. Wobec tego myśląc o alkoholu podczas podróży po Jordanii warto zabezpieczyć się w niego już w Aqabie, pamiętając przy tym, że na jedną osobę nie można wywozić więcej niż 1 litr. Na drodze przy wyjeździe poza rogatki miasta, są kontrole więc czasem mogą wypatrzyć nieprzepisową jego ilość.
Rankiem rozpoczynamy spacer po Petrze. Bilety są masakrycznie drogie lecz sytuacja nie pozostawia nam wyboru. Dałoby się ominąć bramki schodząc do jej labiryntu na odcinku pomiędzy dużą Petrą a Małą, bądź od Małej Petry, lecz wiązałoby się to z niepotrzebnym ryzykiem i dokładaniem sobie i tak już dużej trasy. Petra robi wrażenie. Wyżłobiony w czerwonej skale wąwóz As-Sik prowadzi nas do majestatycznych budowli Nabatejczyków wykutych w skale jeszcze przed naszą erą. Spędzamy tam praktycznie cały dzień a jego resztę poświęcamy na Małą Petrę, gdzie turystów jak i nachalnych przewodników jest już znacznie mniej. Nie ma też opcji przejażdżek na wielbłądach czy osłach i w odosobnieniu kontemplować można uroki przyrody i komnat powstałych od ręki człowieka. Dzień jest krótki więc po zmierzchu, by nie tracić czasu przemieszczamy się w kolejny obszar kraju. Na tapecie jest jordańskie wybrzeże Morza Martwego lecz czas pozwala nam jedynie na dotarcie do miejscowości Dana. Jest tam kilka hosteli o różnym standardzie. Trafiamy do jednego z nich prowadzonego przez Ramiego. Przed nami gościł już trochę Polaków a w tym grupę archeologów pracujących tam systematycznie. O wszystkich ma dobre zdanie. Wieczór spędzamy dyskutując o kraju, religii i zwyczajach, czerpiąc od niego sporo wiedzy. Między innymi dowiedzieliśmy się też, że dwa dni wcześniej nieopodal nas w miejscowości Al-Karak miał miejsce atak o charakterze terrorystycznym. Zginęło czterech jordańskich policjantów, dwaj jordańscy cywile i kanadyjska turystka. Część akcji toczyła się w twierdzy krzyżowców z XII wieku.
W rejonie tym w dolinie rzek znajduje się rezerwat, na którego obszarze spotkać można hieny i inne psowate stwory ale także i piękne niebieskie jaszczurki (Błękitna Agama). Warto spędzić tam przynajmniej dzień. Nam jednak nie było to pisane i rankiem po śniadaniu przygotowanym przez Ramiego ruszyliśmy nad morze. Po drodze spotkaliśmy doktora prowadzącego lokalną klinikę. Zaprowadził nas nad gorące źródła wpływające do Morza Martwego a wcześniej zorganizował szybki pobyt w zamkniętym Wadi Mujib z uwagi na wysoki stan wody. Oglądnęliśmy jego potęgę wprawdzie jedynie z podestów lecz lepszy rydz niż nic. Poznaliśmy całe wybrzeże. Południowe zdecydowanie ładniejsze bo przez to, że jest płaskie to wytrącająca się sól tworzy ciekawszą i barwniejszą linię brzegową. Północne jest strome i klifowe przez co wygląda jak zwykłe choć równie ujmujące jezioro. Po drodze można zjeść posiłek w formie zapiekanych wątróbek bądź kurczaka w delikatnie słodkiej bułce albo falafeli w picie. Są też rarytasy dla amatorów słodkości. W piekarniach rankiem można kupić nadziewane rogaliki oraz knafeh i inne twory zalewane syropami miodowymi.
Na noc wróciliśmy do Aqaby do hostelu Amira Hotel. Kolację zjedliśmy na mieście delektując się lokalną makloubą. Jest to danie z kurczakiem bazujące na ryżu w ziołach. Rankiem śniadanie można zjeść na ulicy. Warte polecenia są paróweczki w cieście, falafele, szałarma i rzecz jasna hummus oraz owoce morza. Tak targi i restauracyjki, jak i nasz ciężki do zlokalizowania hostel dostępne są w rejonie restauracji Ali-Baba widocznej z głównej drogi. Paręset metrów od niej są też 3 wypożyczalnie samochodów w tym sieciowy Hertz.
Rankiem pojawił się pomysł na snorkel'ing w Morzu Czerwonym. Są tam ponoć piękne rafy sięgające plaż. Gdy ja z Dominiką wybrałem się na ich poszukiwanie pod granicę z Arabią Saudyjską, reszta czekała na nas w hostelu. Plan spalił na panewce. Wczesna pora nie pozwoliła na wypożyczenie sprzętu ale nawet z wody sięgającej do kolan widać było, że jest po co tam wracać. Zadowoliliśmy się więc koralami znalezionymi na plaży i wspólnie opuściliśmy Jordanię.
Izrael: (informacje o kraju)
Przy samej granicy jest ładnie zagospodarowane i specjalnie do tego przeznaczone miejsce, gdzie można poobserwować ptaki. Ilość gatunków zależy od pory roku ale tylko chwila tam spędzona zaobfitowała w kilka kormoranów wygrzewających się w słońcu. Przemknęło też coś zielonego a przy wodzie spacerowały jakieś długonogie okazy.
Ponownie potrzebujemy auto. Przepatrujemy wszystkie sześć wypożyczalni i tylko jedna daje nam możliwość zwrócenia auta w szabacie. Jest to Hertz. Jest też przy tym najdroższy lecz sytuacja nie pozostawia nam wyboru. Bierzemy zatem co jest i udajemy się nad Czerwony Kanion zlokalizowany w niedalekiej odległości od naszej bazy wypadowej, jaką jest Ejlat. Piękna asfaltowa droga wzdłuż granicy z Egiptem snuje się serpentynami pomiędzy górami. Sam kanion znajduje się nieopodal tej drogi. Parkujemy więc auto na szutrowym parkingu i udajemy się na trekking. Ścieżka pustkowiami po kamienistych pagórkach sprowadza nas do doliny. Zmieniają się kolory i nasycenia i wreszcie naszym oczom ukazuje się pokaźnych rozmiarów kanion. By okiełznać jego okazałość musimy zmierzyć się z drabinkami, stopniami wkutymi w skały oraz kilkoma linami zabezpieczającymi nas przed upadkiem. Godzinka do dwóch w zupełności wystarcza by zobaczyć to, co najciekawsze lecz w rejonie tym jest zdecydowanie więcej szlaków pieszych, jak i dla samochodów terenowych. Choć jest niewielki to fakt, że turystów tam było niewiele, odczuwamy większą satysfakcję z jego zwiedzania niż samej Petry, w której kłębią się na przemian turyści z obsługą.
Dalsza podróż oznacza kolejne przygody więc zaraz po minięciu strefy gazy przebiliśmy oponę. Delikatna dziurka przyczyniła się do szybko powstającego kapcia a z brakiem kompletu wyposażenia poradziliśmy sobie zatrzymując ciężarówkę z dwoma rosyjskojęzycznymi mieszkańcami Izraela. Sprawna podmiana koła pozwoliła ruszyć w dalszą drogę lecz z już znacznie niższą prędkością. Najbliższą wulkanizację znaleźliśmy dopiero po 80 kilometrach więc szału nie było. Po drodze w miejscowości Mitzpe Ramon przeżyliśmy szok! Po rondzie w centrum miasta spacerowały sobie dwa Koziorożce Nubijskie. Dało się podejść do nich na kilka metrów lecz było już za późno, by zrobić dobre zdjęcia.
W Beer Szewie zaraz po naprawieniu koła zjedliśmy pizzę oraz szałarmy i falafele. Miłym zaskoczeniem był fakt, iż obsługa czy też właściciele baru podali nam gratisowe frytki i kilka ciepłych falafeli mimo, że nasze porcje i tak były już nie do przejedzenia. Pośpiesznie udaliśmy się w dalszą drogę, gdyż oczekiwali na nas znajomi Krzycha, których poznał trzy lata temu przez portal Couchsurfingowy. To Natasza i Ira. Przyjechały do Izraela kilkanaście lat temu osiedlając się na przedmieściach Tel Awiwu. Przyjemnie spędzona noc przy winku i opowieściach niestety szybko się skończyła a rankiem ruszyliśmy do centrum miasta, powszechnie uznanego za stolicę, jaką jest Tel Awiw. Powszechnie. Bo Izrael uważa, że stolicą jest Jerozolima.
W Tel Awiwie przedzierając się przez ciasne ulice między okazałymi nowoczesnymi budynkami dotarliśmy do portu Jaffa leżącego nad Morzem Śródziemnym. Spacerując pomiędzy starymi murami miasta, których fragmenty mogły pamiętać jeszcze czasy sprzed naszej ery, dotarliśmy na Carmel Bazar, gdzie smakowaliśmy kolejnych porcji hummusu w kuchni izraelskiej Hummus Magen David.
Dalszą część dnia poświęciliśmy na podróż, do Jerozolimy. Tam dotarliśmy po zmroku więc całość starego miasta zwiedziliśmy już w blasku latarni ulicznych. Ten niepowtarzalny klimat uchronił nas przy okazji od zgiełku kupców jaki panuje tam za dnia. W Bazylice Grobu Świętego o tej porze nie było już kolejek, a przy ścianie płaczu dodatkowo odbywały się ceremonie związane ze świętem żołnierzy. Spacerkiem przemierzyliśmy chyba wszystkie zakamarki dzielnicy chrześcijańskiej, żydowskiej, armeńskiej i arabskiej po czym zostaliśmy również na nocleg w murach starej Jerozolimy. Dość tani Chain Gate Hostel zlokalizowany przy samym Wzgórzu Świątynnym i ścianie płaczu okazał się bardzo klimatyczny w środku, bo również miał ściany z surowego kamienia. Był pierwszym naszym noclegiem, gdzie nie tyle nie było zimno co było wręcz gorąco! W cenie było również śniadanie a na nie pyszna bakłażanowa pasta.
Rankiem opuściliśmy mury i udaliśmy się na Wzgórze Oliwne by zobaczyć panoramę miasta. Po drodze natknęliśmy się na gaje oliwne, gdzie rosnące w nim drzewa datuje się na ok. dwa tysiące lat.
Z Jerozolimy udaliśmy się w głąb Palestyny a konkretniej do Betlejem. Dziś już nie ma tam zagrożenia i śmiało można wjechać wypożyczonym samochodem. Jazda jest nieco utrudniona przez szczelny betonowy mur okalający miasto. Wjazd znaleźliśmy jedynie jeden i tym samym musieliśmy się z niego wydostać. A wydostaliśmy się po to, by ponownie trafić nad Morze Martwe. Ciekawostką jest, że ów morze znajduje się poniżej poziomu morza. Już od kilku kilometrów przed wybrzeżem pokonując graniczny punkt zero ciągle zjeżdżaliśmy w dół doliny. Droga wzdłuż wybrzeża wiodła w otoczeniu czerwonych gór gdzie Dominika ponownie wypatrzyła koziorożce. Nas jednak bardziej interesowały ciepłe źródła otoczone leczniczymi błotami. O tej porze roku okazały się być już nie tak bardzo ciepłe ale błoto ciągle nieatrakcyjnie śmierdziało więc Krzychu majestatycznie nas nim obrzucił.
Wyleczeni podjechaliśmy jeszcze pod Massadę rzucić na nią okiem z dołu po czym wróciliśmy do Ejlatu. Tam na znanej nam już plaży zwieńczyliśmy dzieło i sukces wspólnego wyjazdu zasiadając na sofach i smakując się whisky. Ostatnie godziny nocy spędziliśmy na tańcach w klubie zaciągając się sziszą o wybujałych smakach. Był szabat (od piątku od 12:00 do soboty do 18:00) więc w zdecydowanej większości nie działają sklepy, wypożyczalnie itp. Jest też kłopot z taksówkami. Autobusy jednak kursują a bilety można kupić u kierowców jedynie za gotówkę. Nauczeni tym doświadczeniem zakupiliśmy więc bilety i wróciliśmy na lotnisko.
KILKA INFORMACJI PRAKTYCZNYCH
KOSZTY
JORDANIA | cena w dinarach |
wiza (gdy pobyt przekracza 2 noce) wiza (gdy pobyt nie przekracza 2 nocy) |
darmowa 50 JOD |
opłata wyjazdowa (gdy pobyt nie przekracza 3 nocy) | 10 JOD |
samochód średni na 3 dni (KIA) | 30 JOD / dzień |
samochód terenowy na 3 dni (Pajero) | 70 JOD / dzień |
mandat za przekroczenie o 12 km/h | 20 JOD |
wejście do Petry | 50 JOD / os / dzień 55 JOD / os / 2 dni |
wejście do Wadi Rum | 5 JOD / os |
wycieczka Wadi Rum 3h 4x4 z przewodnikiem | 35 JOD / 5 os |
wycieczka Wadi Rum całodniowa | 35-80 JOD / os |
nocleg Aqaba "Amira Hotel" | 35 JOD / 5 os |
nocleg Dana "Dana Moon Hotel" ze śniadaniem | 25 JOD / 5 os |
nocleg Valentine Inn | 27 JOD / 2 os + 3 os w pokoju grupowym |
IZRAEL | cena w szeklach |
autokar Tel Awiw - Jerozolima | 18 NIS |
autokar Ejlat - Tel Awiw | 75 NIS |
samochód na 3 dni Hertz | 970 NIS |
samochód na 3 dni Budget | najtańszy |
naprawa przebitej opony | 40 NIS |
taxi po mieście | 40-50 NIS |
opłata wyjazdowa (do Jordanii) | 104 NIS |
nocleg Ejlat "Sea Princessa" | 350 NIS / 5 os |
nocleg Jerozolima "Hain Gate Hostel" ze śniadaniem | 300 NIS / 5 os w pokoju grupowym |
AMBASADY RP
Izrael |
Jordania |
ul. Soutine 16 64864 Tel Awiw, Izrael Tel. +972-3-725-3118 Sekretariat Fax: +972-3-527-4726 E-mail: telaviv.konsul@msz.gov.pl alarmowe: 0-054-744-4106, 0-0972-54-744-4106. |
No 3 Mahmoud Seif Al-Din Al-Irani St. P.O.Box 942050 Amman 11194 tel.: +962/ 6/ 551 25 93, 551 25 94, 551 25 96 fax: +962/ 6/ 551 25 95 E-mail: polemb@nol.com.jo |
PRZELICZNIK PALIWA I WALUT I CZASU
* 09.12.2016
Kraj | Czas | Waluta | Benzyna [waluta/l] |
Benzyna [zł/l] |
Benzyna za 100zł |
Przelicznik [zł] |
Polska | 0 | Złoty [PLN] | 4,65 | 4,65 | 21,5 | 1,0 |
Jordania | +1 | Dinar Jordański [JOD] | 0,76 | 4,45 | 22,5 | 6,38 |
Izrael | +1 | Szekle [ILS] | 6,15 | 6,75 | 14,8 | 1,18 |
STATYSTYKI
. | ||
Przebyta trasa | 1,8 tys. km | |
Spalone paliwo | 144 litry | |
Długość wyjazdu | 8 dni | |
Koszt całkowity wyjazdu za załogę 5os. | 11 tys. zł | |
. | ||
Koszty / samochód | wypożyczenie paliwo |
1750 zł 570 zł |
Koszty / osobę | wizy i opłaty | 120 zł |
samoloty | 290 zł | |
transport publiczny | 83 zł | |
atrakcje i opłaty | 350 zł | |
noclegi | 340 zł | |
wyżywienie i inne | 580 zł |
Blog z podróży
Niby martwe a tryska radością
Czy wiecie, że morze może być poniżej poziomu morza?Tak właśnie jest w przypadku Morza Martwego,…
Read more