Podsumowanie Afryki południowej [Botswana-RPA-Namibia]

Granica między Afryką wschodnią, południową a zachodnią nie jest oczywista i wyznaczona jedynie geograficznie. Określone przez nas podziały są oparte także na kwestiach społeczno-gospodarczych. Niedawno Marcin zamknął rozdział Afryki Wschodniej, który zakończył się Zambią. Według mnie Zambia stoi trochę w rozkroku między Wschodem a Południem. Natomiast bez najmniejszej wątpliwości Botswana, RPA, Namibia tworzą odrębny kawałek Afryki, zupełnie nie takiej, jak zwykliśmy sobie wyobrażać.

 

Turystyka

Południe wie jak zadbać o turystę. Infrastruktura jest znacznie bardziej rozwinięta niż wyżej. Przy drodze co rusz miejsca piknikowe ze stolikiem, krzesłami i koszami na śmieci. Swoją drogą kosze to też nowość. Do tej pory mieliśmy spory problem z pozbywaniem się odpadków i trzeba się było mocno nagimnastykować, żeby nie musieć tak jak większość mieszkańców porzucać śmieci byle gdzie i dorzucać się do plastikowego krajobrazu. W tej części kontynentu świadomość ekologiczna i estetyczna wskoczyła na wyższy poziom. Turystyka stanowi sporą część wpływów budżetowych. Korzysta na niej nie tylko rząd, ale też mieszkańcy, którzy parają się biznesem okołoturytystycznym. Pierwsze skrzypce gra RPA, które zainwestowało spore pieniądze w zaopiekowanie się swoimi atrakcjami. W każdej z nich porządnie opracowane tablice informacyjne, ulotki, foldery, obsługa, reprezentacyjne bramy wjazdowe, biura informacyjne, budynki socjalne, restauracje itd. Oczywiście większość atrakcji jest płatnych ale muszę przyznać, że ceny są relatywnie znośne. Porównując do Kenii czy Tanzanii da się żyć.

Namibia z kolei to raj dla lubiących cztery kółka. Najpopularniejszą formą zwiedzania kraju jest wynajęcie Toyoty Hilux dostosowanej do kempingowania. Widzieliśmy ich setki. Odpłatne zaplecze kempingowe jest rozwinięte na najlepszym chyba poziomie w Afryce.

Z drugiej jednak strony nas ta infrastruktura turystyczna raczej martwiła niż cieszyła. Tak już mamy, że wszystko, co nierozwinięte i bliższe natury bardziej cieszy. Asfalty prowadzące niemal do każdej atrakcji, tłumy wakacjowiczów, wszystko zbyt poukładane i poprawne, sprawiało, że kompletnie zapominaliśmy czasem, że jesteśmy w Afryce.

Przyroda

Tak, właśnie dla przyrody przyjeżdża tu większość turystów. Wśród krajów południa króluje Botswana. Praktycznie cała północ przeznaczona została dla zwierząt. Park Moremi, Savuti, Delta Okawango są ogromnymi obszarami, które nie są skażone przez człowieka. Chronione są tu setki gatunków zwierząt, które można obserwować z pokładu samochodu.

Następnie park Central Kalahari, obejmujący większy obszar niż na przykład kraj eSwatini. RPA także posiada sporo parków narodowych ze zwierzętami. Ba! Jest ich tak wiele, że pragnąc zobaczyć konkretne zwierzę, należy udać się do odpowiedniego mu parku. Są i takie sanktuaria, w których możesz przytulić się i pokarmić lamparty. W naturalnym dla nich środowisku są tak płochliwe, że spotkanie się z nimi jest nieprawdopodobnie rzadkie.

Z tego to powodu zrezygnowaliśmy z zakupu tak zwanej wild card, uprawniającej turystę do odwiedzin wszystkich parków RPA, gdyż taka turystyka bliższa jest wizycie w zoo niż parkom, jakie odwiedziliśmy w Zambii czy w Botswanie. RPA pochwalić może się też wyjątkowo długą linią wybrzeża, którą zamieszkują pingwiny i uchatki. Szczęśliwcy mogą wypatrzeć też wieloryby czy rekiny. Poza tym oferuje trasy dla wspinaczy, a także mnóstwo atrakcji dla poszukiwaczy wysokiego poziomu adrenaliny: skoki ze spadochronem, tyrolka, rafting, nurkowanie w klatce w otoczeniu rekinów, spływy kajakowe w kanionach i tak dalej i tak dalej. Z koli Lesotho spogląda na sąsiadów z wysokości. Szczyty sięgają ponad 3 tysięcy metrów. Miłośnicy trekkingów będą zachwyceni. Namibia natomiast jest królestwem pustyni. Oferuje zjawiskowe piaskowe krajobrazy. Pustynia Namib, która na dodatek styka się z Oceanem jest jedyna w swoim rodzaju.

Wracając jeszcze na chwilę do parków wtrącę tylko, że wprowadzono tak zwane „vet checki”, które przed i po wyjeździe z parków mają za zadanie odkazić i pozbyć się wszelakiego zła, przyklejonego do naszych opon czy butów. W tym celu należy wyjść z pojazdu, stanąć na oblanej czymś wycieraczce, przemyć ręce w jakiejś mazi, a następnie wsiąść do auta, położyć czyste ręce na brudnej kierownicy, czyste buty na brudnej wycieraczce i przejechać brudnymi kołami po jakiejś magicznej cieczy. Uratowani!

Ludzie

Jeśli jesteś europejskim turystą na południu czarnej Afryki więcej będziesz miał do czynienia z ludźmi o Twoim kolorze skóry. Wszystkie, dosłownie wszystkie obiekty turystyczne prowadzone są przez białoskórych: lodge, guesthouse’y, farmy, restauracje. Przykra sprawa, że tubylcy nie chcą, nie wiedzą jak, lub nie mogą się przebić i prowadzić czegoś swojego. Najczęściej pracują jako obsługa. Choć może to kwestia ich podejścia i tkwienia w samospełniającej się przepowiedni?

Goście także są koloru białego. Taka prawda. Południowa Afryka stała się białą wyspą, na którą mieszkańcy Europy uciekają przed zimą lub w poszukiwaniu „dzikich” przygód. A biali potomkowie niegdysiejszych kolonizatorów świetnie na te potrzeby odpowiadają zapewniając infrastrukturę na miarę XXI wieku.

Drogi

Im dalej na południe, tym lepsze drogi. Ciężko znaleźć coś nieszutrowego albo chociaż nieasfaltowego. W RPA i Namibii (przynajmniej południowej) powód jest prosty: na prawo i na lewo drogi są ogrodzone.

Najpierw myślisz, że może to tylko kawałek. Ale szybko przekonujesz się, że cały kraj pokryty jest wzdłuż i wszerz ogrodzeniem z drutem kolczastym. Dlaczego? Tereny często są farmami, dlatego ogrodzenie ma chronić zwierzęta hodowlane przed śmiercią pod kołami pędzącego samochodu. Słusznie. Ale jak ma się do tego ogradzanie gór?! Dziesiątek, setek kilometrów pustych, nietkniętych pięknych przestrzeni, na których nikt nie mieszka, nic nie uprawia ani nie hoduje?! Zasada brzmi „To moje, won!” Od jednego z farmerów słyszeliśmy, że ponoć, gdyby teren nie był ogrodzony zaraz znaleźliby się chętni na jego zasiedlenie, którzy raz dwa postawiliby domek, a wyeksmitowanie takich niechcianych lokatorów to wcale nie prosta sprawa. Znane są też przypadki osiedlania mimo ogrodzenia. Z punktu widzenia turysty najbardziej obrazek zagrodzonych terenów boli w Namibii, tak słabo zaludnionej, że można byłoby się zaszyć na pustyni na parę dni, nie spotykawszy nikogo poza oryksem, kudu czy springbokiem.

Ale nic z tego, piękne pustkowia, górzyste piaskowe góry i wydmy, wszystko ogrodzone po obu stronach dziesięć metrów od drogi. Jedyne zjazdy to drogi prowadzące do farm i lodgy dla turystów. Całe szczęście północna część kraju jest już bardziej łaskawa i znalezienie miejsca na nocleg w buszu, wysuszonej rzece czy w kanionie, nie stanowi większego problemu.

Wyjątek w tym zestawieniu stanowi Botswana, która ograniczenia nakłada jedynie w obszarach parków narodowych, zajmujących spory obszar kraju. Poza nimi znalezienie miejsca na „zaszycie się” to prosta sprawa. I wtedy możesz poczuć prawdziwą bliskość z naturą. Nocami słyszysz słonie i ryki lwów. Ale prawda jest też taka, że na terenie Botswany prowadzenie farm nie jest tak popularne jak u sąsiadów. Brak tu białej biznesowej smykałki i potrzeby ogradzania swojego terenu.

Zaopatrzenie

W południowej części kontynentu o zaopatrzenie nie ma się co martwić. Jak to bywa w rozwiniętej części świata, prym wiodą sieciówki. Wielkopowierzchniowe hipermarkety przejęły mały biznes. Na ulicy nie uświadczysz Pani sprzedającej pomidory czy cebulę. Przecież bardziej opłaca się iść do Shoprite, Choppies czy innego Spara, pobuszować pomiędzy półkami pełnymi towarów i wybrać coś dla siebie, przy okazji kupując inne rzeczy, po które wcale się tu nie przyszło.

Większość produktów dostępnych na sklepowych półkach produkowanych jest w RPA. Wszystkie kraje ościenne importują towary właśnie stąd. Nie uświadczysz też Pana sprzedającego uliczne jedzenie. Przecież w hipermarkecie możesz kupić świeże mięso, warzywa, sery, a do tego gotowe obiady na wynos, podgrzewane na miejscu w marketowej mikrofali.

Zdecydowanie zmienia to zarówno życie mieszkańców, jak i nasz styl podróżowania. Owszem, od tych kilku miesięcy nasz jadłospis stał się dużo bardziej zróżnicowany, tym samym bardziej podobny do europejskiego, który znamy. Ale wiecie co? Wolałam jeść w kółko cebulę z pomidorami czy papryką, kupioną na ulicy, a od święta świeżo upieczone mięso czy usmażone frytki. Znacznie lepsze jest uczucie, że zostawiasz pieniądze w rękach, które na to zapracowały i tego potrzebują zamiast w kieszeniach molochów, które z pewnością jak wszędzie na świecie unikają płacenia podatków albo dogadują się z rządem na preferencyjne warunki.

Skupmy się jeszcze chwilę na wodzie. Skończyły się obrazki wody noszonej ze studni na kobiecej głowie, czy pchanej przez mężczyzn w baniakach na rowerze. Mimo, że tereny z tej strony świata są bardziej pustynne niż w Afryce środkowej, całe szczęście system jej wydobywania jest tutaj dużo lepiej rozwinięty. A na farmach zbiorniki dla zwierząt są całkowicie bezobsługowe. Wodę z głębi ziemi wyciąga pompa napędzana wiatrakiem. Takim samym wiatrakiem, jaki pamiętamy z filmów o amerykańskich ranczach. Gdy obszar ubogi jest w wiatry, stosuje się pompy elektryczne zasilane energią słoneczną poprzez system solarów. To drugie rozwiązanie widywaliśmy w parkach narodowych, przygotowane na potrzeby dzikich zwierząt.

 

Dokumenty

Logistyka jest nieco łatwiejsza niż w Afryce Wschodniej. Wynika to głównie z faktu istnienia Unii Południowoafrykańskiej, tzw. SADAC. Jak przekłada się ona na doświadczenia podróżnika? Otóż unia celna pozwala na oszczędzenie wielu stron w CDP czyli karnecie. Do tej pory na każdy kraj, poza Etiopią, musieliśmy przeznaczyć jedną stronę karnetu na pieczątkę wjazdową i wyjazdową. W unii teoretycznie pieczątkę wjazdową zgarniasz w Botswanie, przejeżdżasz RPA, eSwatini, Lesotho i Namibię, wyjazdowy stempel wbijasz opuszczając ostatni kraj unii. Teoretycznie, bo niestety nie wszyscy celnicy na granicach są tego świadomi i zdarzało nam się ich edukować, jakie mają prawo.

Praktycznie na każdej granicy dodatkowo do opłacenia jest tak zwany podatek drogowy, nic nowego.

Wizy z punktu widzenia obywatela Polski też są dużo mniej skomplikowane. W Botswanie jak się ładnie poprosi na granicy dostaje się pieczątkę na 90 dni bezwizowego pobytu. W tym czasie można przekraczać granice innych krajów i wjeżdżać ponownie do Botswany. RPA również oferuje okres bezwizowy, ale o zgrozo, jedynie na 30 dni. Wierzcie, że 30 dni na tak wielki kraj, w tym eSwatini i Lesotho, to bardzo bardzo mało. Możliwość przedłużenia pobytu teoretycznie istnieje, ale w praktyce ponoć jest wręcz niewykonalna. eSwatini i Lesotho również bezwizowe. W Lesotho to nowość, gdyż do niedawna wiza kosztowała aż 150 dolarów.

Jedynie Namibia nie jest przychylna jak sąsiedzi. Aby otrzymać wizę trzeba się mocno nagimnastykować. Nasz polski konsulat w RPA twierdził, że otrzymanie wizy jest niemożliwe i nie mamy co próbować. Można ją uzyskać jedynie w kraju pochodzenia. Był w wielkim błędzie. W celu otrzymania wizy tradycyjnie nagromadzić trzeba mnóstwo papierów, w tym między innymi wyciąg z banku z ostatnich 3 miesięcy, ksero karty kredytowej i kopię certyfikatu aktu małżeństwa. Na drugi dzień pieczęć wbita już w paszporcie.

 

Bezpieczeństwo

W Botswanie jedynym niebezpieczeństwem wydają się dzikie zwierzęta. Ludzie muchy nie skrzywdzą, głównie ze względu na obowiązującą karę śmierci. Ani przez chwilę nie czuliśmy się zagrożeni. Inaczej sytuacja wygląda po przekroczeniu granicy RPA. Tu już trzeba trzymać się na baczności. Poziom przestępczości pospolitej w kraju należy do najwyższych w Afryce. Więcej na ten temat napisałam tutaj. eSwatini i Lesotho są wyspami spokoju otoczonymi niemal z każdej strony RPA. Ciekawe, że umowna granica potrafi tak wiele zmienić. W Namibii, ze względu na gęstość zaludnienia, przestępcy nie czyhają na Ciebie za każdym zakrętem. Kraj uchodzi generalnie za bardzo bezpieczny. Choć to właśnie w stolicy Namibii, Windhuk, zostaliśmy obrabowani z dwóch telefonów w biały dzień. Zagrożenie możesz stanowić też sam dla siebie jeśli zrobisz wystarczających zapasów paliwa, wody czy jedzenia, gdyż często odległości między większymi miastami wynoszą kilkaset kilometrów przez pustkowia. Z drugiej jednak strony raczej nie umrzesz z głodu czy pragnienia na drodze, gdyż niedługo minie Cię z pewnością jakiś turysta wynajętą terenówką i podrzuci na najbliższą farmę, na której zaopatrzysz się w co trzeba.

 

Zdrowie

O kwestie zdrowotne kompletnie się nie martwiliśmy. Standardy higieniczne podobne jak w Europie, dostęp do czystej wody, brak problemów malarycznych. Warto zaznaczyć, że największym wyzwaniem zdrowotnym, z jakim borykają się mieszkańcy jest HIV i AIDS. W eSwatini dla przykładu niemal 40% obywateli jest nosicielami wirusa HIV.

 

Lesotho, inny świat

Jest jeden kraj, który pod żadnym kątem nie wpisuje się w te wszystkie podsumowania. Lesotho leży niemal w sercu RPA, wydzielona niezależna politycznie enklawa, zdaje się być w pełni zależna gospodarczo od wielkiego sąsiada. Jak większość krajów tego regionu Lesotho bogate jest w złoża diamentów. Niestety kompletnie nie przekłada się to na zwykłych mieszkańców. Górskie życie jest bardzo ciężkie. Zdani są tylko na siebie. Jedynie dzięki ciężkiej pracy są w stanie zapewnić jedzenie dla siebie i rodziny. Bardzo trudny klimat wymaga sprytu, by móc uprawiać cokolwiek na skalistym podłożu. Proste domki z kamienia, proste życie.

Żadnych hipermarketów, bo i kogo byłoby na nie stać? O paliwo też nie łatwo. Wynagradza za to przepięknymi widokami. Przełęcze wznoszące się nawet powyżej trzech tysięcy metrów nad poziomem morza robią ogromne wrażenie. Przez to wszystko, Lesotho pasowałoby bardziej do podsumowania Afryki Wschodniej niż Południowej.

Przemyślenia

Cóż, zawiedliśmy się. Może i było pięknie, ale czuliśmy się jak na wakacjach w Europie. Za bardzo się tu wszystko mieści w ramkach, za bardzo powiela, globalizuje. Próżno szukać nieutartych szlaków. Może i w Afryce Wschodniej też nie było łatwo takich znaleźć ale miało się poczucie… autentyczności. Każdy z tych krajów był w jakiś sposób wyjątkowy. Tu wszystko zlewa mi się w całość.

I niestety, mimo przejechania sporego kawałka Afryki Wschodniej dopiero na południu poczuliśmy, że jesteśmy w miejscu, w którym kolor skóry ma takie duże znaczenie i determinuje Twoją przyszłość, zamyka Cię w błędnym kole.

Komentarze

komentarz

Comments are closed.