Wydawać by się mogło, że Polska niewiele ma wspólnego z kontynentem afrykańskim. Nic bardziej mylnego. Łączy nas historia.
Polacy bywali w Afryce w różnych celach: odkrywczych, edukacyjnych, humanitarnych, religijnych. Te przesłanki wynikały z personalnych decyzji. Mało kto jednak wie, co wydarzyło się niespełna 80 lat temu.
Cofnijmy się do roku 1939. Po tzw. IV rozbiorze Polski, czyli podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow, a następnie zbrojnej napaści ZSSR na Polskę, setki tysięcy Polaków, wbrew ich woli, zostało wysiedlonych na daleki wschód, tereny mroźnej, nieprzychylnej Syberii. Wielu z nich nie przeżyło nawet drogi do swojego nowego „domu”, umierając po drodze z wycieńczenia, głodu, mrozu. Inni doczekali końca swych dni w dalekiej Rosji.
Rok 1941 przyniósł ocieplenie między Polską a ZSRR. Zawiązano wtedy układ Sikorski-Majski, który przywrócił stosunki dyplomatyczne między państwami. Dodatkowy protokół gwarantował amnestię dla polskich obywateli, czyli więźniów politycznych, jeńców i zesłańców, którzy zostali pozbawieni wolności w gułagach. Większość mężczyzn zdolnych do służby pozostała na terenie ZSRR zasilając armię generała Andersa w ramach utworzonych Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR. Natomiast kobiety i dzieci ruszyły w kolejną tułaczkę. Zostały przesiedlone w głąb Afryki, na teren ówczesnych brytyjskich kolonii, co miało im zapewnić spokój aż do zakończenia wojny. Najpierw trafiły do Pakistanu, w którym znajdowały się dwa obozy przejściowe, a następnie ruszyły do Afryki.
Pierwszy statek z naszymi rodakami przycumował w porcie w Tanganice (obecnej Tanzanii) w sierpniu 1942 roku. Łącznie w latach 1942-1944 na Czarny Ląd trafiło około 18 tysięcy Polaków. Niektóre źródła podają, że nawet 20 tysięcy. Rozmieszczani byli w specjalnie przygotowanych osiedlach. Choć realia były dla nich bardzo trudne. Trafili na obcy ląd, do ludzi o zupełnie innej kulturze, języku, do diametralnie innych warunków atmosferycznych. Musieli odnaleźć się na nowo, zapuścić nowe korzenie. Powstałe osiedla były pod opieką East African Refugee Commission. Wspierały je także delegatury, konsulaty rządu londyńskiego.
Wyobraźcie sobie jaki szok termiczny musiały przeżywać ich osłabione po Syberii organizmy. Z mroźnej Rosji trafili do piekła Afryki, w której narażeni byli podwójnie na tropikalne choroby. Jednak mimo wszystko była to dla nich, choć połowiczna, wolność. Obozy były aktywne. Na ich terenie powstawały sierocińce, świetlice, szkoły, a także warsztaty i pracownie. Było to o tyle możliwe, że spora część przesiedleńców pochodziła z tak zwanej polskiej inteligencji. Mieli więc wystarczające kompetencje, aby stworzyć w nowym miejscu małą Polskę.
Tengeru, Tanzania
Niestety nie udało nam się tam trafić osobiście. Znajdowało się tutaj największe skupisko polskich przesiedleńców. Szacuje się, że około 5 tysięcy Polaków. Miejsce jest do tej pory bardzo zaopiekowane. Znajduje się tam sporych rozmiarów polski kościół, a także pozostałości polskiego osiedla oraz cmentarz. Nagrobki zostały odrestaurowane. Z okazji stulecia niepodległości w ramach projektu „Z mrozów Syberii pod słońce Afryki” grupa studentów z Uniwersytetu Pedagogicznego z Krakowa pod opieką doktora Huberta Chudźko wyruszyła do Tanzanii i Ugandy w celu ewidencji oraz uporządkowania grobów. Wykonali ogrom pracy, aby zachować polskie ślady na obczyźnie. Więcej możecie poczytać tutaj.
Cmentarzem opiekuje się obecnie polska ambasada w Nairobi. Niestety o wielu grobach w innych częściach kraju nie można tego powiedzieć. Na cmentarzu w Aruszy znaleźliśmy kilka grobów, które udało nam się zidentyfikować. Wiele było niestety kompletnie nieczytelnych i zaniedbanych.
Nyabyeya, Uganda
W niektórych miejscach, jak na przykład w tym osiedlu w Ugandzie, do którego trafiliśmy, lokalna ludność była dla nich bardzo pomocna w przetrwaniu ciężkich czasów. Pierwsi przybysze zmuszeni byli do przygotowania terenu pod zasiedlenie, co oznaczało, że musieli oczyścić pięćdziesiąt hektarów buszu. Lokalna ludność była nawet wsparciem w budowie polskiego kościoła. Do dziś można go odwiedzać. Funkcjonuje, wykorzystywany obecnie przez ugandyjskich chrześcijan.
Próżno szukać tu białych mieszkańców, władających językiem polskim. Na cmentarzu znajdują się 44 polskie nagrobki.
Końcem lat czterdziestych osiedla zostały zlikwidowane, większość przesiedleńców opuściła ląd, udając się w kolejną tułaczkę. Byli transportowani do Kanady, Australii, Wielkiej Brytanii, nieznaczna liczba do Polski. Część została na zawsze, czego świadectwem są choćby wspomniane polskie groby rozsiane po Afryce. W Ugandzie usłyszeliśmy bardzo smutne zakończenie historii grupy Polaków, która żyła tu parę lat. Otóż w drodze powrotnej do ojczyzny ich statek ponoć zatonął ze wszystkimi pasażerami na pokładzie. Mieli wyjątkowo ciężkie życie.
Po wojnie zaczęły powstawać organizacje polonijne, m.in. w Tanzanii (ówczesnej Tanganice), Zambii i Zimbabwe (wtedy w Rodezjach), a także w Maroku oraz Kenii. Z czasem liczebność Polonii zmniejszała się, na rzecz pracowników kontraktowych, którzy przybywali z Egiptu, Maroka, Kenii, Algierii, Nigerii i innych krajów. Aktywni byli także polscy misjonarze.
Mówiąc o polskich śladach nie sposób pominąć Jana Beyzyma, misjonarza, jezuity, który założył na Madagaskarze na przełomie XIX i XX wieku szpital dla trędowatych, który działa do dziś. Swoją drogą, wiecie, że o mały włos Madagaskar stałby się polską kolonią? Polecam lekturę.