Niestety w 25 lat po objęciu władzy przez Mandelę RPA pozostaje jednym z najbardziej nierównych społecznie krajów w Afryce, gdzie kolor skóry determinuje status społeczny i poziom życia. Na dodatek państwo targane jest problemami gospodarczymi, przestępczością oraz korupcją. Mandela zapewne przewraca się w grobie.
Apartheid
W 1948 roku do władzy dochodzi National Party, popierane przez farmerów, biznesmenów, intelektualistów. Wszystkie te grupy społeczne forsowały ideę białej supremacji, dostając sporo w zamian. Dla przykładu farmerzy mieli zapewnioną tanią siłę roboczą. Apartheid stał się podstawą systemu państwowego. To ewenement na skalę światową: separacja i rozdział przywilejów ze względu na kolor skóry, a mówiąc wprost dyskryminacja nie tylko ludności czarnoskórej, ale także tzw. kolorowych i Azjatów.
Szereg ustaw podzielił społeczeństwo brzytwą. Wprowadzono ustawę zakazującą mieszanych małżeństw, wprowadzając rozróżnienia na białych, czarnych i tak zwanych kolorowych. Ustawa o Zbiorowej Przestrzeni określała osobne tereny mieszkalne oraz komercyjne dla różnych ras. Następnie zabroniono poszczególnym rasom przebywać w określonych strefach. Doktrynę przeniesiono także na system edukacyjny, a także do instytucji publicznych.
System był szeroko krytykowany od początku swojego istnienia przez szereg organizacji międzynarodowych, jak choćby ONZ, WHO czy UNESCO. I co z tego? Trwał w najlepsze przez ponad 40 lat!
Triumf wolności
Mandela, to jedno z najbardziej znanych nazwisk XX wieku.
Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, człowiek legenda, który potrafił zjednoczyć naród w sposób w pełni pokojowy, mimo bolesnej przeszłości, dożywotniej kary pozbawienia wolności ze względu na działalność terrorystyczną (a w rzeczywistości narodowowyzwoleńczą). Ułaskawiony przez prezydenta Le Klerka, który ze względu na nasilające się protesty społeczne i naciski międzynarodowe, postanowił rozbroić apartheid. Nelson Mandela stał się symbolem pokojowej walki o wolność. 10 maja 1994 roku Republika Południowej Afryki doświadczyła pierwszych demokratycznych wyborów, w wyniku których Nelson Mandela został prezydentem.
A miało być tak pięknie
W 2013 roku Mandela pożegnał się ze światem, licząc na to, że jego ciężka praca nie zostanie zaprzepaszczona.
Niestety dzisiejsza rzeczywistość daleka jest od jego ideałów. Wciąż żywy jest tak zwany czynnik rasowy, niemal na każdym polu życia społecznego. Oczywiście na poziomie legislacyjnym wszystko jest jak należy, ale w rzeczywistości podziały rasowe pozostają niemal niezmienne w stosunku do tych sprzed lat.
Volodia, który dołączył do części naszej południowoafrykańskiej podróży podsumował bardzo trafnie:
„Yesterday it was White and Black, today it is money and no money”
Dokładnie tak. Podziały rasowe sprzed lat pozostawiły swoje piętno i doskonale widoczne są dziś. Kraj wciąż podzielony jest niewidzialnymi granicami na dzielnice białe i czarne, ba! na miasta białe i czarne. Wciąż wyższe stanowiska obsadzane są przez białych, a najniższe przez czarnych. Tych dychotomii można zaobserwować mnóstwo. Przekłada się to bardzo na bezpieczeństwo.
Cały kraj jest ogrodzony ale ogradzanie się tyczy się nie tyle białych, co bogatych. Wynika to z bardzo wysokiego wskaźnika przestępczości. Domy ogrodzone są przewodami pod napięciem. Na dodatek w ogrodach montowane są czujniki ruchu a drzwi balkonowe na noc owijane łańcuchem i kłódką. Życie jak w więzieniu, w ciągłym strachu, z poczuciem, że ten „zły” jest całkowicie bezkarny. Widzieliśmy to na własne oczy.
Najgorzej jest w Johanesburgu, Pretorii i okolicach. Capetown wciąż uchodzi za „miasto białych”, przestępczość oczywiście występuje, ale na znacznie niższym poziomie. Wokół domów nie uświadczysz wysokiego ogrodzenia pod napięciem, a jeśli, to dzieje się to raczej sporadycznie.
Celem rabusiów padają także turyści. Często słyszy się o napadach z nożem w ręku na turystów spinających się na Górę Stołową, usytuowaną niemal w centrum Kapsztadu. Łupem padają telefony, aparaty czy portfele. O podobnej sytuacji słyszeliśmy na Sentinel Peak w górach Dragensberg. Tam z kolei szczuto turystów psami. Cel podobny. Przed podróżą naczytaliśmy się i naoglądali wywiadów i reportaży o dramatycznej sytuacji farmerów w RPA, którzy są bestialsko torturowani i zabijani.
O bezpieczeństwie, a raczej jego braku słyszy się na każdym kroku, zarówno z ust białoskórych właścicieli guesthousów, czarnoskórych policjantów czy parkingowych. Każdy opowiadał nam jakąś straszną historię. Jeden z mieszkańców Durbanu przestrzegał, aby pod żadnym pozorem nie zostawiać na widoku jakiegokolwiek gadżetu, który mógłby być atrakcyjny bo bez wahania rozbita zostanie samochodowa szyba a ów gadżet zniknie. Miał na myśli nawet… kabel usb. Inna pani opowiadała, że w Durbanie nawet na czerwonym świetle na głównej drodze mogą odkręcić Ci wszystkie koła, kiedy Ty będziesz w środku. Sympatyczny parkingowy ostrzegał przed podwożeniem autostopowiczów. Twierdził, że to stary trik, żeby łatwo dostać się do auta. Potem szybko jesteś z niego wypraszany nożem czy bronią i auto zmienia właściciela. Nafaszerowani takimi informacjami wpadaliśmy czasem w paranoję, a przynajmniej ja. Auto wyczyszczone ze wszystkich drobnych przedmiotów, które mogłyby pozbawić nas szyby. Na noc zawsze miałam pod ręką gaz pieprzowy, pochowane w skrytkach wszystkie cenne przedmioty, na przynętę przygotowana stara Nokia i parędziesiąt randów, nieaktywne karty debetowe, ścieżka ewakuacyjna opanowana do perfekcji. W rzeczywistości ani przez moment nie czuliśmy realnego zagrożenia. Trzymanie się podstawowych zasad nie szlajania się nocami po mieście, i nie zapuszczania się do dzielnic, do których zapuszczać się nie powinno, wystarczyło. Przeciwnie, każdy kontakt z mieszkańcem RPA należał do sympatycznych, bez względu na kolor skóry. Choć może po prostu mieliśmy szczęście. Pewnego razu, kiedy jechaliśmy kilkuset kilometrową tranzytówką przez pustkowia zaczęło się ściemniać. Mimo, że po prawej i lewej ogromne puste przestrzenie z wystającą czasem górką, żywej duszy, wszystko ogrodzone z prawej i lewej. Zostanie na dziko przy drodze nie wchodziło w grę. Kiedy zobaczyliśmy wreszcie jakiś skręt, który prowadził do domu postanowiliśmy zapytać właścicieli o bezpieczeństwo w tej okolicy i zgodę na zostanie na ich podwórku. I ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu przez chwilę poczułam się jak w Azji. Starsza pani przy kości wzięła mnie w ramiona, jej córka uradowana ucałowała i zaprosiły do domu oprowadzając po wszystkich zakamarkach. Proponowały, żebyśmy przespali się w normalnym łóżku. Ostatecznie zostaliśmy w naszym ulubionym domku, ale ta gościnność kompletnie nie korespondowała ze wszystkimi strasznymi opowieściami, których się nasłuchaliśmy.
„Czas pojednania się skończył, teraz jest czas na sprawiedliwość”
Dzisiejsze RPA mierzy się z poważnymi problemami natury gospodarczej i politycznej. Niegdyś najmocniejszy kraj na kontynencie, będący oczkiem w głowie wielu zachodnich inwestorów, dziś targany problemami bezrobocia sięgającego niemal 30%, wskaźnikiem PKB poniżej 2% (podczas gdy światowy wynosi 3,7%) oraz korupcją, której raczej w najbliższych latach nikt nie zatrzyma.
Nie obejdzie się bez grama polityki. Kiedy w 1994 roku odbyły się pierwsze wybory demokratyczne, w wyniku których prezydentem został Mandela, przyszłość kraju kreśliła się w kolorowych barwach. Mandela wywodził się z partii ANC, czyli African National Congress, najstarszego afrykańskiego ruchu politycznego, który u władzy jest aż do dziś. Z tą różnicą, że poparcie dziś kształtuje się na poziomie jedynie 58%, poprzedni prezydent Jacob Zuma opuścił urząd po dwóch niepełnych kadencjach w atmosferze skandalu korupcyjnego, a obecny prezydent Cyril Ramaphosa nie radzi sobie z wyprowadzeniem kraju na prostą. Wyborcy doceniają ANC głównie za położenie kresu nierównej polityce apartheidu. Komentatorzy oceniają, że głosy tych najbardziej zatwardziałych wyborców oparte są głównie na emocjach, nie na analizie ekonomicznej. Podczas naszego pobytu w RPA odbyły się szóste demokratyczne wybory, w 25 rocznicę obalenia apartheidu. Przebiegały pod czujnym okiem zagranicznych obserwatorów, dbających o unikanie nadużyć. Głosy liczone były kilka dni. Rezultat wyborów nikogo nie zdziwił, po raz kolejny ANC było bezkonkurencyjne. Ale nie można pozostawić bez komentarza niebezpiecznie rosnącego na sile gracza, Juliusa Malemy, lidera partii EFF, czyli Economy Freedom Fighters. Wywodzący się z ANC działacz szybko okazał się liderem porywającym tłumy, szczególnie tych najbiedniejszych. Jego populistyczne i bardzo kontrowersyjne idee oraz hasła z roku na rok zbierają większe poparcie społeczeństwa. Kiedy startował w 2014 roku zdobył 6% poparcia, dziś 11%. Okazał się relatywnie największym wygranym tych wyborów. Jego ideologię określić można kilkoma bardzo mocnymi i nie pozostawiającymi wątpliwości określeniami: antyimperializm, antykapitalizm, komunizm, panafrykanizm. To EFF przejmuje głosy ANC. Całe RPA oklejone było plakatami z wizerunkiem Malemy w wojskowym czerwonym berecie na czerwonym tle z hasłem „our land, our jobs”, zaś on sam określany jest jako „son of the soil”.
Jego głównym postulatem jest odebranie ziemi białym bez kompensacji. Przywódca znany jest z ciętego języka i bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi. Przytoczę kilka z nich:
„Nadciągamy, aby usiąść z Tobą do stołu. Biały człowieku, już nie będziesz jadł sam. Nadciągamy, by usiąść przy stole i jeśli nam odmówisz, zniszczymy ten stół. Nikt nie będzie jadł.”
Wyraziście zobrazował swoją ideę, czyż nie? Inna wypowiedź:
„Czas pojednania się skończył, teraz jest czas na sprawiedliwość”
„Psy białych ludzi jedzą lepiej niż czarne dzieci. Jedzą biltong (suszone mięso) i mają pomoc medyczną. Nigdy nie wolno nam poprzestać, dopóki afrykańskie dzieci nie będą jeść lepiej niż psy białych ludzi ”
Jeszcze jedno:
„Kiedy biali przybyli do Południowej Afryki, popełnili „czarne ludobójstwo”, pozbawiając czarnych ich ziemi (…) Nie wzywamy do bezwzględnego zabijania białych ludzi, przynajmniej na razie. Apelujemy o pokojową okupację ziemi i nikomu nie jesteśmy winni za to przeprosin.”
Malema został ukarany za śpiewanie piosenki „shoot the Boer (Afrikaner)” („Zastrzel Afrykanera”), ocenianej jako mowa nienawiści. Niestety zalatuje to trochę początkami ludobójstwa w Rwandzie…
Nie mogę powstrzymać się przed wytknięciem mu hipokryzji, gdyż sam nie prowadzi zbyt ubogiego trybu życia. W 2013 roku został przyłapany na nieuregulowanych podatkach w kwocie… 2,5 miliona randów, czyli około 700 tysięcy złotych. Do dziś nie wyjaśnił skąd pochodzą jego pieniądze.
Cóż, jest postacią skrajną, rewolucyjną i kontrowersyjną. Nie sposób jednak nie przyznać mu racji w kilku aspektach. Kiedy jako przelotny gość obserwujesz te ogromne skrajności między białoskórymi i czarnoskórymi, widzisz ogromne połacie ogrodzonej ziemi, często nawet w miejscach, które w naszych oczach powinny zostać uznane za dobro publiczne, jak np. góry, widzisz, że prace najniższego szczebla wykonywane są tylko i wyłącznie przez czarnych, a najwyższe stanowiska obsadzane przez białych, którzy na terenie całego kraju są właścicielami wielkich prężnie działających farm i biznesów… w jakiś sposób rozumiesz bunt, poczucie niesprawiedliwości mas, którym obiecywane są gruszki na wierzbie i malowana wizja szybkiego wzbogacenia się bez konieczności wysiłku.
Tylko dziwi, że EFF idzie w bardzo niebezpieczną stronę, która zaprowadziła Zimbabwe w ślepy zaułek. Wywłaszczenie białych, odbieranie ziemi bez żadnych rekompensat doprowadziło kraj do ruiny, w tym do niedoborów żywności, wytwarzanej dotąd na farmach. Zimbabwe mierzy się z problemami gospodarczymi, które nie mieszczą się w głowie. Polityka EFF, jeśli zostałaby zrealizowana zgodnie z zapowiedziami raczej poprowadzi kraj w tym przykrym kierunku. Obecny prezydent ANC podczas obejmowania władzy zadeklarował, że przekaże ziemię w ręce ciemnoskórej większości bez kompensacji dla białych właścicieli. Ale legislacyjnie proces wcale nie jest taki prosty. Prawdopodobnie ruch ten był zagrywką polityczną w obawie przed rosnącym poparciem dla Ruchu Bojowników o Wolność Gospodarczą (EFF). Już dziś obserwować można mnóstwo pięknych posiadłości na sprzedaż, z roku na rok kraj opuszcza coraz więcej białych w obawie przed przyszłością. Tylko kto je kupi?
Przyszłość RPA
Będąc w RPA, mimo wielkich chęci, nie mogłam nie patrzeć na rzeczywistość w czarno-białych barwach. Nigdzie indziej na świecie nie są tak ostro zarysowane. Skomplikowana przeszłość, wciąż świeże rany, polityczna gra podsycana mową nienawiści, korupcja na wysokich szczeblach, bezrobocie dotykające głównie młodych, a do tego skrajny rozdźwięk w zamożności społeczności białej i czarnej, nie prowadzą do niczego dobrego. Najświeższe wyniki wyborów, rosnące poparcie dla skrajnie radykalnych Bojowników o Wolność Gospodarczą, dają podstawy by kreślić przed oczami wizję RPA podążającego w stronę dwóch krajów: gospodarczo – Zimbabwe, a społecznie – Rwandy. Wszyscy wiemy jaki los spotkał te państwa.