Gościna w sercu Azji

Azja Centralna to serce kontynentu nie tylko pod względem geograficznym, ale przede wszystkim pod względem ludzi!

Spędziliśmy w postsowieckich republikach 2 miesiące i ani jeden raz nie poczuliśmy się zagrożeni, zagubieni, niechciani. Wręcz przeciwnie - w najmniej oczekiwanych momentach trafialiśmy na ludzi, którzy nieproszeni wyciągali w naszą stronę dłoń i zapraszali do swoich domów, goszcząc nas jak rodzinę królewską.

Ramadan u Kuandika, Uzbekistan

Na noc zatrzymujemy się w sadzie w małej wiosce. O poranku okazuje się, że nie jesteśmy tam sami. Dosiada się do nas Kuandik i pyta "czaj papijom?". Wsiada na rower i każe jechać za sobą. Muzułmanie obchodzą w tym czasie ramadan, co oznacza, że nie mogą nic jeść i pić od świtu do zmierzchu. Córka Kuandika zastawia stół wszystkim co ma. Kuandik nic nie je i nie pije, jest mocno wierzący. Z dumą pokazuje nam swój dom, gospodarstwo i ukochaną krowę. Opowiada o uzbeckiej codzienności, o robieniu lepioszki, o kulturze, uczy nas zasad picia herbaty. Okazuje się, że jest przywódcą religijnym na terenie wioski. Zaprosił nas na uroczystość obrzezania a my głupi zamiast zostać, pognaliśmy dalej.

Historia podwójnego życia, Uzbekistan

Na drodze napotykamy rozkraczony samochód, który pchają babuszki widoczne na zdjęciu powyżej. Nie dość, że skończyło im się paliwo to jeszcze nic nie zostało z opony. Zatrzymujemy się i pytamy czy potrzebują pomocy. Nasza oferta kończy się holowaniem auta Artura kilkanaście kilometrów do wioski. Pada standardowe pytanie: "czaj papijom?" Papijemy! 🙂
Rozsiadamy się po turecku na ganku. Owszem, dostajemy czaj, ale jak wiecie na czaju nigdy się nie kończy. Owoce, warzywa prosto z ogrodu, słodycze, a na koniec jajecznica i gotowane ziemniaki. Wszystko tutaj je się prawą ręką z jednego talerza (mocne starcie z tamtejszą florą bakteryjną). 😉
Artur ma 20 lat, zna rosyjski. Opowiada nam o swoim drugim życiu w Moskwie (bardzo dużo mężczyzn wyjeżdża tam w poszukiwaniu pracy). Jego siostra wyszła młodo za mąż, została w domu i wiedzie tradycyjne uzbeckie życie. On w Moskwie mieszka z dziewczyną, ani w głowie mu ślub. Wraca do małej wioski tylko na święta i wciela się z powrotem w grzecznego Artura.


Zostajemy do rana oglądając bollywodzkie filmy na starym śnieżącym telewizorku. Bollywood w Uzbeckiej wiosce. Kosmos 🙂

Na autostop nigdy nie jest się za starym, Tadżykistan


W Tadżykistanie komunikacja publiczna nie funkcjonuje. Przyjęło się społecznie, że auta nie mogą jechać z pustym przebiegiem. Wszystkie siedzenia powinny być zajęte. Zatem wystarczy stanąć przy drodze i samochody same się zatrzymują. Podwieźliśmy w ten sposób kilkanaście osób. Pasażer na zdjęciu wybrał się do miasta położonego kilkadziesiąt kilometrów od domu, w celu zrobienia zakupów na zakończenie ramadanu. Świętowanie trwa kilka dni, takie Boże Narodzenie w wydaniu azjatyckim. Zapakował nam do auta parę kilo jedzenia i pojechaliśmy w góry.

Autostopowe porady, Tadżykistan


Kolejny autostopowy pasażer - Kolia.
Opowiada o ciężkim życiu w górach. Pracy nie ma, młodzi uciekają do Moskwy. Dziurawe drogi albo ich brak nie ruszane są od dziesiątek lat. Mówi też o przywiązaniu do ziemi, do rodziny, o lokalnym patriotyzmie. Od kilku dni jedziemy wzdłuż granicy Afganistanu, od której dzieli nas brązowa rzeka Pyandzh. Jest upał, marzymy o kąpieli w czystej wodzie. Kolia prowadzi nas na oazę z lazurami. Oczom nie chce się wierzyć. Warto rozmawiać 😉

Mundurowy autostop. Tadżykistan


Autostopem podwozimy też żołnierza. Mówi trochę po rosyjsku, my też trochę więc świetnie się rozumiemy 🙂
Jest w wojsku 3 lata. Nie ma tu z resztą wielu perspektyw na pracę. Do wyboru: własne gospodarstwo, wojsko albo ucieczka do Moskwy za pracą. Oczywiście mowa tutaj o mężczyznach. Kobiety są od rodzenia dzieci i dojenia krów.

Mitia, Tadżykistan


Z daleka widzimy biegnącego w naszym kierunku i wykonującego charakterystyczny gest picia herbaty Mitię. "Czaj papijom?" Papijom! Zaprasza nas do swojej górskiej chatki, gdzie poznajemy jego żonę, córkę i wnuczka. Mieszkają tutaj tylko sezonowo. Wypasają bydło., często nie tylko swoje. Herbatę gotują na kozie grzanej suszonymi odchodami. Częstują nas wielkim talerzem świeżego kefiru z cukrem. Trudno odmówić, mimo że wszyscy mamy obawy dotyczące flory bakteryjnej. Pyta nas czy nie mamy plecaka. Z chęcią zostawiamy mu nasz wysłużony plecak w prezencie - jemu bardziej się przyda. Na koniec podwozimy go górskimi terenami do ciepłych źródeł, gdzie leczy swoje schorowane stawy.
Robi się trochę ciasno, gnieciemy się w czwórkę na tylnym siedzeniu bo akurat podróżowała z nami dwójka Polaków - Aga i Witek, obijamy głowy na wybojach. Wreszcie auto wypełnione po brzegi, jak przystało na Tadżyckie pojazdy!

Szczęśliwy człowiek, Tadżykistan


Na drodze spotykamy uśmiechniętego bezzębnego staruszka, który wracał do siebie z pastwiska. Podwozimy go kilka kilometrów dalej. W podzięce wskazał nam źródło wody leczniczej bogatej w minerały. Ahim studiował na Politechnice w Dushanbe. Zna kilka języków ale pracy dla niego nie było. Nie chciał wyjeżdżać do Moskwy, jak inni jego koledzy. Został w Tadżykistanie i sezonowo wypasa owce. Bije od niego pozytywna energia i radość z życia. Co ciekawe okazało się, że rok wcześniej nasz kumpel Mazeniak spotkał dokładnie tego samego Pana, dokładnie na tej samej drodze 🙂

Perfect russian, Tadżykistan

To nie jest tak, że na takich wyjazdach jada się tylko gotowce ze słoików i chleb z masłem. Jadąc doliną Bartangu w GBAO zapragnęliśmy jajecznicy ale nie mieliśmy jajek. A przed nami 300 km ciężkim terenem, doliną, gdzie nie ma za bardzo perspektyw na jakieś domostwa, nie mówiąc już o sklepach. Zatrzymujemy się jednak w napotkanej małej wiosce i pytamy czy mają jajka. Pani robi skarpetki z wełny. Sympatyczny starszy Pan prowadzi mnie wąskimi ścieżkami między domami i po kolei pyta sąsiadów czy mają jajka. Akurat wszyscy swoje pozjadali. Szliśmy tak chyba z 15 min. W piątym domu znalazło się 10 jajek. Wszyscy bardzo serdecznie mnie witają, wymieniamy pozdrowienia, rozmawiamy. Jeden z mieszkańców pyta: "Gdzie tak świetnie nauczyłaś się rosyjskiego?" 🙂 Najlepiej uczy się w podróży. Rozmawiając z ludźmi.

Matruzo i Morod, prawdziwi Pamirzy, Tadżykistan


Czytaliśmy o tym, że w górach żyją Pamirzy, którzy mają odmienną od tadżyckiej kulturę, język, a nawet religię. Mieliśmy przyjemność poznać ich osobiście.
Strasznie wiało więc postanowiliśmy schronić się w dolinie. Tam w małej wiosce spędziliśmy wieczór z Matruzo, który opowiedział nam o ich stylu życia. Tym razem to my gościliśmy. Usmażyliśmy prawdziwe placki ziemniaczane! Matruzo opowiadał o różnicach kulturalnych, przyznał, że u nich kobiety mają zdecydowanie większą swobodę niż tadżyckie. Odjeżdżając zabraliśmy do auta syna Moroda, który jechał do wioski położonej 50 kilometrów dalej.

Autostopem na drugą stronę rwącej rzeki, Tadżykistan

To dopiero historia! Jeden z naszych autostopowiczów poprosił, żebyśmy zatrzymali się pośrodku niczego. Naprawdę niczego, skały, rzeka, szutrowa droga i długo długo nic. Byliśmy w błędzie - zatrzymaliśmy się wprost przy lokalnym środku transportu - linie z kawałkiem drewnianej deski zawieszonej nad wodnym żywiołem!

Kobyle mleko na urodziny, Kirgistan


Kirgistan słynie z kumysu, czyli sfermentowanego kobylego mleka. Śpimy na pustej jak nam się wydawało łące ale wieści o intruzach szybko się rozchodzą. Rankiem cała rodzina przychodzi z ciekawości nas poznać, jednak nie mieli na tyle odwagi by nas obudzić. Krzątali się jedynie lekko zaznaczając swoją obecność głośnymi rozmowami w naszym obozowisku. Wstaliśmy i wspólnie zasiedliśmy do śniadania przegryzając przywiezione z domu kiszone ogórki. Kirgiz proponuje Marcinowi zamianę żon jednak po naszej stronie zainteresowania brak 😉
Przynosi trochę domowego kumysu. Trzeba było spróbować na śniadanie bo w końcu były wtedy moje urodziny. Daleko mi co prawda do Krzyśka, który swoje urodziny spędził w uzbeckim areszcie 🙂

Życie w jurcie, Kirgistan

Quad ściąga nas z drogi na czaj. Świetnie! Jeszcze nie byliśmy w prawdziwej jurcie. Gości nas własnoręcznie zrobionym dżemem z malin i obowiązkowo śmietaną z cukrem. Nie wspominając o zielonej herbacie. W jurcie mieszka sezonowo. Zrobiona jest z filcu, w środku i kuchnia i sypialnia w jednym. Pokazuje nam dojenie klaczy, a następnie częstuje świeżym, jeszcze ciepłym mlekiem. Jak smakowało? Hmmm czas nauczyć się asertywności 😉 Zadaje nam rozbrajające pytanie "jakie są u was krowy? łaciate? ile razy dziennie je doicie?" 🙂
Na koniec pomagamy mu jeszcze wyciągnąć koło od jakiejś maszyny z przepaści. Przynajmniej raz nasza wyciągarka poszła w ruch.

Rosyjscy bracia, Rosja


Straszyli nas: nie jeźdźcie do Rosji bo was pozabijają. Nie słuchaliśmy bo przecież i tak innej trasy nie było.
Dokujemy się nad jeziorem, nad którym spotykamy pięciu Rosjan. Złotozębny Andrei wypłynął na jezioro na połów ryb, które wspólnie oporządziliśmy, by następnie w kociołku zrobić zupę rybną. Zaprosił więc nas do ogniska i poczęstował własnoręcznie zrobioną wódką. Rosyjskie pijaństwo to nie stereotyp. Wszyscy na zmianę wybudzali się z pijackiego snu, żeby napić się czegoś nowego. Co ciekawe wprowadzono w Rosji prohibicję, jednak jak widać, obywatele doskonale sobie z tym problemem radzą.
Następnego dnia Andrei zaprosił nas do swojego domu i pokazał jak żyje. Wyposażył nas jeszcze na drogę w zapas alkoholu a poprzedni wieczór podsumował: "ryby pojmali, wódkę buchali, wsio jest".

Komentarze

komentarz

Translate »