Angola. Pierwsze skojarzenie? Wojna. Tylko nikt nie dodaje, że ona skończyła się siedemnaście lat temu. A to wiele zmienia.
Nie jedźcie na egipskie oazy bo Was porwą dla okupu, omińcie Sudan bo Was pozabijają, w Etiopii Was okradną, w Malawi nie pływajcie bo zarazicie się bilharcją, w RPA ukradną Wam samochód a w Angoli wyłudzą pieniądze i wjedziecie na miny. Takimi mniej więcej stereotypami bombardowani byliśmy z każdej strony. Dochodziły do nas z mediów, od bliższych i dalszych znajomych, spotkanych po drodze ludzi, a nawet z oficjalnych stron polskiej Ambasady.
Błędy przeszłości, etymologia konfliktu
Angola padła ofiarą portugalskich kolonialistów. Był to kraj bogaty w wiele naturalnych surowców, co dzięki inwestycjom Portugalii szybko wzniosło ją na wyżyny i uczyniło liderem w zakresie na przykład eksportu kawy czy paliw. Eksportowano towary na potęgę. W latach pięćdziesiątych zmieniono status z kolonii na prowincję zamorską. Angola stała się częścią imperium i nastąpiła kolejna fala portugalskich osiedleń. Ale kiedy w Afryce zaczęła się odwilż i proces dekolonizacji Angolczycy również postanowili dać wyraz swojemu rozgoryczeniu i zawalczyć o wolność. Można powiedzieć, że efekt ich walki znacznie wpłynął na proces dekolonizacji w Afryce, a nawet na przyspieszenie przemian w RPA, które doprowadziły do upadku apartheidu. Wojna o niepodległość trwała aż trzynaście lat. Jednak w momencie, kiedy naród powinien jednoczyć się w boju, następowały wewnętrzne podziały, które z roku na rok zaostrzały się. Karty rozdawały: Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA) oraz rebelianci: Narodowy Front Wyzwolenia Angoli (FNLA) i Narodowy Związek na rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli (UNITA). Mimo próby zakopania toporu wojennego i utworzenia przejściowego rządu koalicyjnego wojna domowa okazała się nieuchronna. Co gorsza, Angola wciąż była łakomym kąskiem, a na dodatek w piekle zimnej wojny geopolityka dała o sobie znać. Angola stała się oczkiem w głowie wielkich graczy, którzy rozdawali karty siedząc wygodnie z cygarem w ręce na skórzanych fotelach. Na oczach cywilów toczyła się wojna między systemem demokratycznym a komunistycznym.
USA nie chciały dopuścić, żeby Angola stała się komunistycznym przysiółkiem. Dlatego do walki ochoczo stanęły wojska Zairu (czyli obecna Demokratyczna Republika Konga), mocni sojusznicy Stanów. Nie pozostały obojętne również wojska RPA, gdyż Pretoria obawiała się z kolei słusznie ewentualnego wsparcia dla SWAPO, partyzantki w Namibii, która była wtedy jeszcze kolonią RPA.
Z kolei MPLA, komunistyczna strona konfliktu, pomoc uzyskała od Kuby, ZSSR i Chińskiej Republiki Ludowej. Swoją drogą natknęliśmy się raz na billboard z wizerunkiem Fidela Castro.
W konflikt na przestrzeni czasu zaangażowani byli także: Kongo, Somalia, Algieria, Sudan, Zambia, Libia, Tunezja oraz Czechosłowacja, NRD, Rumunia, Szwecja, Tanzania, Izrael i Francja.
Wojna trwała dwadzieścia siedem lat. Zakończyła się w 2002 roku zwycięstwem MPLA, czyli komunistycznej strony konfliktu. Kraj wyniszczony doszczętnie, opuszczony w czasie wojny przez setki tysięcy europejskich osiedleńców, musiał zbudować wszystko od zera.
Korupcja
Na czele MPLA przez niemal czterdzieści lat stał prezydent José Eduardo dos Santos. Jest jednym z tych liderów, który podczas panowania skupiał się głównie na tym, aby się dorobić. Udało się mu to wybornie. Jego córka stoi na czele ogromnej narodowej firmy paliwowej Sonangol i jest uznawana za najbogatszą kobietę w Afryce. W całym kraju widzieliśmy tylko dwie marki: Puma i Sonangol. Ma również wpływy w sektorach telekomunikacyjnym, bankowym, handlowym. Z kolei syn prezydenta posiada 49% udziałów w Standard Bank of Angola. Pozostałe dzieci mają swoje udziały w przemyśle medialnym, bankowym, motoryzacyjnym i wielu innych. Kiedy prezydent Dos Santos ustępował z urzędu zabezpieczył swoje interesy w dość sprytny sposób. Do roku 2021 wciąż będzie decydował o wyborze kandydatów do parlamentu a także szefa obrony i wywiadu.
W tym samym czasie gospodarka Angoli nie miała się najlepiej. Drogi pozostawały w fatalnym stanie, mosty po wojnie nie odbudowane, szpitalom brakowało leków, szkołom wyposażenia. W 2017 roku inflacja sięgnęła aż 42%. Ceny mieszkań, jedzenia poszybowały w górę. Natomiast zarobki pozostawały bez zmian. Nasz znajomy, który posiada wiele mieszkań w Angoli mówił, że ceny wynajmu spadły aż o 80%. Ludzie albo wyjechali, albo nie było ich stać na wynajem. Angola była uznawana za najdroższy kraj świata. Do tego najbiedniejszych nękały epidemie cholery.
Nie dziwi fakt, że największym partnerem handlowym Angoli pozostają Chiny, zaraz po Arabii Saudyjskiej. Chiński Bank Rozwoju udzielił Angoli pożyczki w wysokości dwóch miliardów dolarów, co zwiększa łączne zadłużenie Angol w tym kraju do dwudziestu trzech miliardów dolarów. Sprytne zagrywki bezkompromisowego zagranicznego lidera w Afryce.
Nowa rzeczywistość
Angola jest pierwszym krajem, nie tyle w Afryce, co na świecie, o którym słyszałam z ust mieszkańców realne zadowolenie z obecnego przywódcy. Prezydent Joao Lourenco (wywodzący się wciąż z tej samej partii, MPLA), postanowił położyć kres korupcji, przyciągnąć zagranicznych inwestorów, wzmocnić system zdrowia oraz szkolnictwa i postawić Angolę na nogi. Jest to zadanie ambitne, niełatwe i wymagające czasu, ale wygląda na to, że wychodzi mu całkiem nieźle. Od razu przystąpił do działania. Wprowadził zmiany na kluczowych stanowiskach, nawet w kierownictwie Sonangol. Co więcej w sektorze naftowo-gazowym wprowadził znaczące reformy. Powołał Narodową Agencję Naftową i Gazową i ograniczył rolę Sonangolu. Trwają też prace nad nowymi procedurami dotyczącymi przetargów publicznych, prawa antymonopolowego, prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, w celu przyciągnięcia zagranicznych inwestorów.
Życie w Angoli dziś
Jak w każdym kraju sporo tu warstw społecznych. Najbogatsi najbardziej odczuwają rynkowe fluktuacje, osłabienie kwanzy, inflację, wzrost cen dóbr luksusowych itd. Na ulicach dużych miast zobaczyć można najnowsze marki samochodów. Życie toczy się tu na wysokim poziomie.
Upadki i wzloty na wyżynach władzy zdają się nie mieć większego wpływu na życie biedniejszych mieszkańców kraju. Przemierzając Angolę obserwowaliśmy bardzo podobne obrazki jak w wielu krajach Afryki Wschodniej. Kobiety suszące przy drodze kasawę, noszące na głowie wodę, handlujące na targach, czy przy ulicach warzywami, ubraniami, butami i wszelakimi przedmiotami codziennego użytku.
Proste chałupy budowane z palonej cegły lub gliny, co „lepsze” z blachy falistej. Niemal przy każdym domu znajduje się flaga.
Mnóstwo motocyklistów dzielnie radzących sobie z dziurawymi drogami. Wypalanie węgla drzewnego, łowienie ryb, zbieranie owoców baobabu, czesanie, dorabianie jako kierowca busa, handlowanie upolowanym w buszu zwierzem to sposoby na przetrwanie codzienności.
Ceny ulicy nie są bynajmniej najdroższymi cenami na świecie. To jakby równoległa rzeczywistość, niezależna od polityki. Bez nadziei na lepsze jutro zwykli mieszkańcy radzą sobie od lat po swojemu.
Z perspektywy gościa, turysty, Angola jest pięknym i przyjaznym miejscem na wizytę. Paliwo jest tanie jak woda. Koszt jednego litra to około 1,10 zł. Do tego piwo po dwa złote! Bezpieczeństwo na wysokim poziomie. Nigdy nie mieliśmy poczucia zagrożenia, a spaliśmy głównie na dziko.
Nie jest prawdą, że policja jest skorumpowana i zatrzymuje turystów w celu wyłudzenia pieniędzy. Absolutnie nie. Na nasz widok na twarzach pojawiał się uśmiech, miła wymiana zdań i życzenie szerokiej drogi.
Zaopatrywanie się w jedzenie na ulicy jest naprawdę tanie. Stołowanie się w restauracjach i spanie w hotelach to inna historia. Na jej temat nie mamy wiele do powiedzenia. Jedynie tyle, że jak piwo można kupić nawet i po 1,5 zł, tak w knajpie już 8-10 złotych. Cena pizzy zaczyna się od 40 złotych. Dla miłośników dużych miast i luksusów dodam, że stolica Angoli, Luanda, robi ogromne wrażenie. Nowoczesne wieżowce wyrosły po wojnie jak grzyby po deszczu, pięknie zaprojektowane i utrzymane alejki przy wybrzeżu zachęcają do spacerów i uprawiania sportów. Bardzo duża baza restauracji i rozrywek. Szkoły tańca, karate, boiska do wszelakich gier zespołowych. Żadna inna afrykańska stolica nie dorasta Luandzie do pięt.
Na obrzeżach miasta znajdują się slumsy, zasilane przez kiepsko opłacaną część społeczeństwa.
Turystyka w Angoli się rodzi. Obecnie przyjeżdżają głównie Portugalczycy odwiedzić stare śmieci i zobaczyć co się zmieniło. Bywają też Namibijczycy i mieszkańcy RPA, choć Ci ze względu na przeszłość nie należą do ulubionych. Wielu Portugalczyków rozkręca swoje biznesy na wybrzeżu. Wydaje się, że to dobry czas na inwestycje.
Z zasłyszanych doświadczeń i opowieści wielu ludzi, których spotkaliśmy kraj przeszedł na przestrzeni ostatnich kilku lat wielką przemianę na lepsze. I oby tak dalej!