Podsumowanie Afryki Zachodniej [Angola-Maroko]

Afryka Zachodnia. Ciekawa ale mniej kochana przez nas strona. Może przez to, że trochę byliśmy zmęczeni tą podróżą? Może przez to, że przyrodniczo była lustrzanym odbiciem tego, co widzieliśmy na wschodzie? Przez brak zwierząt? Brak stabilności politycznej? A może przez wszystkie te powody na raz.

 

Ciężko określić jakie są granice Afryki Zachodniej. Jedni mówią, że zaczyna się w Beninie i ciągnie do Maroka, a inni, że początek ma już w RPA. Dla nas Afryka Zachodnia zaczęła się w Angoli i skończyła gdzieś w Senegalu, późniejsze wpływy arabskie to już zupełnie inna historia.

Przyroda

Lasy i pustynie. Te dwie rzeczy mam przed oczami myśląc o zachodnim wybrzeżu. Przepiękne, gęste, wysokie lasy rozpościerały się od Konga aż do Senegalu. Są nie do opisania, trzeba je zobaczyć na własne oczy. Zieleń wszelaka porasta każdą wolną przestrzeń, wejście do takiego lasu bez maczety jest niemożliwe. Nawet z maczetą nie specjalnie przyjemne jest to doświadczenie dla kogoś, kto w tym klimacie się nie wychował, kto nie potrafi odczytywać tajnych znaków, rozpoznawać zasadzek, unikać ciekawskich mieszkańców puszczy. Parę razy spaliśmy w lesie równikowym i nie mogliśmy zasnąć. Było tak głośno!

Wszystko zależy od pory roku w jakiej będzie się podróżować. Bardzo chcieliśmy uniknąć pory deszczowej ale okazało się to niemożliwe. Prędzej czy później musieliśmy się gdzieś z nią zderzyć. Na domiar złego stało się to w Kamerunie i Nigerii, czyli w regionie z największymi opadami. Nie można ich nawet nazwać opadami. To były wodospady z nieba. Deszcz w Nigerii był tak intensywny, że momentalnie na głównych drogach pojawiły się rzeki a wszystko w koło było podtopione. Wycieraczki samochodowe nie wyrabiały. Wydawać by się mogło, że takie opady dadzą przynajmniej chwilę oddechu od upałów i będzie dało się oddychać. Zaskoczę Was ale pora deszczowa to może i wytchnienie od gorąca, ale wcale nie ulga. W zamian pojawia się niewyobrażalna wilgotność powietrza, która sprawia, że po całym ciele spływa permanentny pot. Niemniej jednak deszcz ten niesie ze sobą mnóstwo piękna. Gwinea na przykład tryska zielenią, wręcz nienaturalną zielenią. Nigdzie indziej nie widzieliśmy takiego koloru. Coś za coś.

Północna część Senegalu zasypana jest już piaskiem, który pokrywa ląd aż do samego szczytu kontynentu. W Mauretanii zrobiło się nieznośnie gorąco, szczególnie w okolicy Oka Sahary. Tam temperatury sięgały 46 stopni w cieniu, nocą 36. Za to piękne piaszczyste pustkowia wynagradzały te nadludzkie męczarnie zjawiskowymi widokami. Magia. O dziwo na pustyni też może lać. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy małe powodzie na piasku. Miało to sporo uroku.

Później Sahara Zachodnia i Maroko. Ta pierwsza niestety krajobrazowo nie ma wiele do zaoferowania, natomiast Maroko powala różnorodnością. Wysokie góry, ocean, pustynia, lasy i rzeki (co prawda we wrześniu były wyschnięte). W tym kraju można zaszyć się nawet na dwa-trzy miesiące i się nie znudzić.

Ludzie

Od Beninu do samej góry mieszka paru wspaniałych Polaków, których odwiedzenie to czysta przyjemność. Zakochaliśmy się z wzajemnością w Basi Kwiatek, założycielce Fundacji EDU Afryka, o której pisaliśmy więcej tutaj.

Jest też Iwona w Wybrzeżu Kości Słoniowej oraz Ania i Aga w Senegalu, z którymi spędziliśmy sporo czasu. Fajnie było po tylu miesiącach pogadać we własnym języku.

Ale przecież nie dla spotkań z Polakami jedzie się do Afryki.

Angolę zapamiętamy jako najbardziej przyjazny podróżnikom kraj. Ma tam swoją siedzibę klub motocyklowy Amigos da Picada, którego członkowie, a nawet szefowie pomogli nam bezinteresownie w naprawie auta, pokazali piękne trasy w kraju, i z którymi spędziliśmy świetne chwile. To chyba jedyny kraj w całej Afryce, w którym tak dobrze rozwinięta jest turystyka motocyklowa i samochodowa. Każdy podróżnik prędzej czy później trafi do Amigosów, a jak nie trafi to oni znajdą go sami.

Od Konga w górę zrobiło się już trudniej z powodu ograniczeń językowych. Wjechaliśmy w strefę frankofońską. Nasz francuski znamy jedynie na podstawowym poziomie nie pozwalał niestety na głębsze relacje i rozmowy z miejscową ludnością nad czym bardzo ubolewamy. Mała przerwa miała miejsce w Nigerii i Ghanie, które są byłymi koloniami brytyjskimi. A tak, jeszcze w Ambazonii na terenie Kamerunu, tam akurat nieznajomość francuskiego uratowała nam tyłek.

Drogi

Pewnie się zdziwicie ale prawie całą Afrykę Zachodnią można przejechać asfaltem. Chińczycy zrobili świetną robotę. Oczywiście nie budują dróg bez powodu. Swoje ciemne interesy załatwiają po cichu. Nie zmienia to faktu, że niegdyś owiane złą sławą błotniste drogi przecinające lasy równikowe dziś oblane są równiutkim asfaltem. To kwestia paru lat, żeby z RPA do Maroka dało się przejechać bez zająknięcia każdą osobówką. Dziś jeszcze parę dróg jest w budowie, ale naprawdę niewiele.

Powiedziałabym wręcz, że poszukiwacze przygód jak my będą trochę zawiedzeni. Znalezienie dróg w bok, które nie są uczęszczane jest bardzo trudne. Albo są bardzo zniszczone porami deszczowymi i nieutrzymywane, jak w Angoli czy Kongo, albo bardzo zaludnione jak większość Afryki. Przez Kongo dla przykładu leci piękna nowa asfaltowa droga położona przez Chińczyków. Przejeżdżaliśmy tamtędy w porze deszczowej. Każda boczna droga była błotną mazią, przejazd przez nią miałby sens tylko dla fanów ostrego błotnego OFFroadu w pojedynkę.

Z kolei boczne dróżki w Beninie czy Togo miały w sobie sporo uroku, pozwalały na wtopienie się w wiejskie życie, ale próżno szukać miejsc tylko dla siebie. Mistrzynią w OFFroadowych doznaniach była Gwinea. O jak się cieszymy, że sytuacja polityczna zmusiła nas do obrania tego kierunku! Każdy skręt z głównej drogi nagradzał nas niesamowitymi widokami, tryskającą zewsząd zielenią, palmami, porastającymi szczyty, krętymi rzekami i sympatycznymi ludźmi. Angola, mimo wspomnianych zniszczonych dróg bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Dzięki temu dało się odciąć na chwilę od tłumów, i zobaczyć mniej znaną jej część, piękną część.

Zupełnie inną historią są tereny pustynne. Przez Mauretanię leci kilka głównych dróg asfaltowych, cała reszta to szeroko pojęty szuter lub piach. I tu zaczyna się zabawa. Małe zaludnienie, ogromne przestrzenie, przepiękne krajobrazy, offroadowy raj, no gdyby nie te temperatury…

Zaopatrzenie i kuchnia

Jak dobrze, że wreszcie mogę powiedzieć: od Angoli koniec z sieciówkami! Mimo, że ułatwiają życie, dają szeroki wybór produktów i cen, skutecznie odbierają radość z podróżowania. Wreszcie zaczęły się uliczne stragany i uliczne jedzenie. Juppi! Wreszcie pomidora można kupić od baby z targu, wreszcie na obiad można zjeść kawał świeżo upieczonego kurczaka a na deser tłustego pączka, który to nawet nie jest pączkiem.

Jak dobrze jest płacić komuś, kto na to zapracował i z czego utrzymuje rodzinę, a nie wielkiemu molochowi, który niszczy mały biznes. Nasza dieta stała się uboższa niż w Afryce południowej ale cieszyliśmy się z tego jak dzieci. Znowu mogliśmy kupić obiad „na ulicy”, ciepły i gotowy. Choć nie zawsze tak pewnie i chętnie do niego podchodziliśmy. Przy drodze sprzedawane są świeżo upolowane bliżej niezidentyfikowane zwierzęta, jakieś przerośnięte bobry, małpy, żółwie a nawet krokodyle.

Ani mi w głowie nie były takie eksperymenty ale jak już idziesz do przyulicznej knajpy i prosisz o mięso to nigdy nie wiesz co kryje się pod kryptonimem „bush meat”. Jak chcesz zjeść w Kongo rybę to zapraszany jesteś do wielkiego gara a pod przykrywką widzisz głowy wielkich ryb. Co robisz? Jesz! Czy jedliście kiedyś głowę ryby? Taką z oczami. Zapraszamy do Afryki!

Na całej długości wybrzeża można zjeść wariacje na temat manioku w postaci białej papy, zwanej fundż w Angoli czy fufu w Ghanie. Zapakowana jest w liść i wygląda jak gołąbek. Jest nieodzownym elementem każdego posiłku. Z charakterystycznych smaków zapadł nam w pamięć kurczak yassa z Senegalu, czyli dobrze przyprawiony kurczak z ryżem. A na najpyszniejszą kuchnię afrykańską w wariacji polskiej zajadaliśmy w Beninie u Basi, która mistrzowsko wykorzystywała tradycyjne składniki ale dodawała do tego swój kulinarny kunszt i zamieniała mdłe potrawy w cudo. Aż nam ślinka cieknie na samą myśl.

Jednak ze wszystkich zachodnich krajów najpyszniejszą kuchnią może się pochwalić zdecydowanie Maroko. Zajadaliśmy się tadżinami niemal codziennie. Wreszcie porządnie przyprawione i różnorodne jedzenie. Mniam!

Logistyka

Jeśli miałabym jednym słowem określić wybrzeże wschodnie byłoby nim „przyroda”, zachodnie zasłużyło na „biurokracja”. Skończyło się wyrabianie wiz na granicach, tu wszystkie wizy należy z wyprzedzeniem uzyskać w odpowiednich ambasadach. I nie zawsze jest tak, że przychodzi się do ambasady, składa wymagane dokumenty i odbiera paszport z wizą po kilku dniach, oj nie, czasem trzeba się mocno nagimnastykować.

Niestety jazda z południa na północ zachodniego wybrzeża jest dużo bardziej skomplikowana niż w przeciwną stronę z prostego powodu – 90% podróżników jedzie z Maroka do RPA, dlatego uzyskanie świeżych i aktualnych informacji na temat wiz w przeciwną stronę graniczy z cudem. Musieliśmy uczyć się na własnych błędach. Część wiz da się zrobić przez internet, część dość łatwo w odpowiednich placówkach. Największym wyzwaniem logistycznym są: Demokratyczna Republika Kongo, Nigeria i Ghana. Trzeba zmierzyć się z łapówkarstwem, wykazać cierpliwością i kombinatorstwem, do tego przyda się sporo szczęścia. Dobrze móc też liczyć na wstawiennictwo własnej ambasady, co wcale nie jest takie oczywiste a w przypadku Polski - niemożliwe.

Sporo tego, co? Jakby tak policzyć ile czasu marnuje się na oczekiwanie na wyrobienie wiz to okaże się, że poszedłby na to cały „etatowy” urlop. Oczywiście wizy można wyrobić będąc w Polsce ale sprawa jest mocno skomplikowana. Prawie wszystkie ambasady znajdują się poza krajem: Londyn, Paryż, Berlin. Trzeba więc zarezerwować kupę czasu oraz pieniędzy na załatwienie formalności. Można skorzystać z agencji ale koszty kurierów mocno dadzą po kieszeni. Na dodatek koszty wiz do tego samego kraju diametralnie różnią się między ambasadami. Ta sama wiza do Konga będzie miała zupełnie inną cenę w ambasadzie w Berlinie, kompletnie inną w Pretorii i jeszcze inną w Windhuk.

Całe szczęście chociaż na podatkach drogowych można trochę zaoszczędzić. Wschodnie wybrzeże wprowadziło obowiązkowe podatki płatne przy wjeździe do kraju. 20-25 dolarów płatne jest w większości krajów na wschodzie. Zachodnia Afryka pobiera opłaty przy wjeździe na dany odcinek drogowy. Opłaty są raczej symboliczne i bardzo rzadkie.

Poruszmy jeszcze temat celny. Znamy ludzi, którzy przejechali zachodnie wybrzeże bez carnet de passage. Znamy nawet parę, która nie zapłaciła za tak zwane passavanty, czy podobnego typu dokumenty celne ani grosza. Wszyscy jechali z północy na południe. Nam jednak w odwrotną stronę nie poszło tak gładko. Strony w naszym karnecie powoli się kończyły dlatego parę razy próbowaliśmy je oszczędzić i udawać przed celnikami, że karnetu nie posiadamy. Próby były bezowocne. Albo żądano od nas dużych pieniędzy za wystawienie dokumentów celnych, albo wręcz odmawiano wjazdu do kraju, na przykład do Kamerunu czy Wybrzeża Kości Słoniowej. Gdybym miała przez to wszystko przechodzić jeszcze raz (choć nie zamierzam) to zdecydowanie jechałabym z karnetem. Ten dokument ułatwia życie, choć przysparza równocześnie paru problemów. Trzeba go pilnować jak oka w głowie, nie można za grosz ufać celnikom. Wydawać by się mogło, że powinni znać się na swojej pracy ale niestety nie przesadzając w 60 do 80 procentach musieliśmy im tłumaczyć co mają zrobić z naszym karnetem. Było nam głupio ich pouczać ale bez tego zdarzało się, że albo w złym miejscu wbijali pieczątkę albo odrywali niewłaściwe kopie dla siebie. Wszystkie te błędy ich nie kosztują nic, ale nas kosztować mogły nie zwrócenie wpłaconej w PZM kaucji.

Łapówki

Temat rzeka. Przejazd przez Afrykę Zachodnią bez zapłacenia łapówki to nie lada wyzwanie. Konkretnie, trudnym pod tym względem odcinkiem jest środkowa część, czyli Demokratyczna Republika Kongo-Nigeria, z naciskiem na tą ostatnią. Wyłudzacze łapówek są mistrzami w wymyślaniu sposobów i powodów. Pieniędzy będą się domagać celnicy, policjanci, żołnierze, pobieracze opłat na mostach, a nawet przypadkowi ochroniarze parkingowi. Prosić będą o „prezent” lub wprost domagać się pieniędzy. Grozić mandatem mimo nie popełnienia wykroczenia, zakazem dalszej jazdy, konfiskatą dokumentów, okradzeniem auta, a nawet nie wpuszczeniem do kraju mimo posiadanej ważnej wizy. Sprawdzać będą szczegółowo stan techniczny auta, weryfikować posiadanie trójkąta ostrzegawczego, gaśnicy, kamizelki odblaskowej, mimo że w tym samym czasie mijać nas będą dziesiątki aut-wraków, z popękanymi lampami, bez tylnych drzwi, z chmurą czarnego dymu unoszącą się za pojazdem i ładunkiem na dachu wyższym kilkukrotnie niż sam pojazd, na dodatek z doczepionymi w dziwnych miejscach ludźmi jadącymi bez żadnych zabezpieczeń. Sporo krwi napsuły nam niemal codzienne walki i kłótnie o nie zostanie obrabowanym w biały dzień, nasz codzienny bunt przeciw panoszącej się korupcji. Najbardziej groteskową próbą wyłudzenia łapówki, która wytrąciła nas z równowagi było wmawianie nam w Nigerii, że międzynarodowe prawo jazdy, które posiadamy nie uprawnia nas do poruszania się po drogach. Posiadać musimy nigeryjskie prawo jazdy. Policjant nie potrafił jednak wytłumaczyć w jaki sposób mielibyśmy takie prawo jazdy otrzymać. Jego zdaniem jeździliśmy po drogach nielegalnie. On może o tej sprawie zapomnieć jeśli oczywiście mu za to zapłacimy.

Najbardziej sprawdziła się metoda mówienia tylko i wyłącznie w swoim języku. Potok polskich słów wypowiadanych w kierunku łapówkarza szybko go zniechęcał. Łapówkę daliśmy tylko raz, była nią woda mineralna. Od Beninu w górę było już łatwiej.

Bezpieczeństwo

Nie bez powodu wielu podróżników decyduje się na podróż jedynie wschodnim wybrzeżem. Zachodnie jest zdecydowanie mniej stabilne. Strona Ministerstwa Spraw Zagranicznych odradza poruszania się prawie po całej Afryce Zachodniej. Coraz odważniej panoszące się po Sahelu radykalne organizacje islamistyczne, Boko Haram terroryzujące Nigerię, walka o niepodległość Ambazonii na terenie Kamerunu, spór o władzę nad terenami bogatymi w surowce naturalne w Demokratycznej Republice Kongo – to wszystko skutecznie zniechęca do podróży. Nie da się wyznaczyć pewnej i bezpiecznej trasy bo za miesiąc może być już nieaktualna. Dla przykładu jeszcze wyjeżdżając z Polski planowaliśmy jechać do Burkiny Faso i Mali, ale sytuacja w regionie zaostrzyła się tak bardzo, że postanowiliśmy przejechać przez Wybrzeże Kości Słoniowej i Gwineę.

Z doświadczenia wiemy, że MSZ woli dmuchać na zimne. Komunikaty na ich stronach należy oczywiście brać poważnie ale też przefiltrować. Jednak bez przesady, zejdźmy na ziemię. W Afryce mieszkają normalni ludzie i mają się świetnie. Niemniej, są takie regiony, które ze stuprocentową pewnością należy omijać szerokim łukiem. Należą do nich:

  • wschodnia część Angoli, która w wielu miejscach nie została jeszcze rozminowana od czasów wojny
  • większość rozległych terenów Demokratycznej Republiki Kongo, ten kraj najlepiej przejechać jak najszybciej trzymając się jak najbliżej wybrzeża z uwagi na rebeliantów i ebolę
  • północ Kamerunu oraz region tak zwanej Ambazonii, czyli tereny anglofońskie w północnej części wybrzeża
  • północ i południe Nigerii - najlepiej jechać głównymi drogami Nigerii centralnej
  • Burkina Faso jest krajem, do którego nie należy się obecnie wybierać, a jeśli już jest to konieczne to jedynie południowy zachód nadaje się do jazdy
  • całe północne, a nawet środkowe Mali odpada, zobaczenie Timbuktu nie wchodzi w grę
  • pustynne tereny Mauretanii blisko granicy Mali
  • wschodnie tereny Sahary Zachodniej ze względu na rozmieszczone tam miny

Turystyka

Turystyka z tej strony Afryki nie równa się nijak z południową czy wschodnią. Infrastruktura turystyczna nie jest rozwinięta, atrakcji turystycznych nie ma zbyt wiele. Zwierząt brak więc i parków narodowych nie ma. Jedynie sanktuaria z małpami.

Angola jest na fali wznoszącej, coraz więcej ludzi przekonuje się, że wojna domowa już dawno się skończyła i odkrywa ten piękny zakątek ziemi. Od Demokratycznej Republiki Kongo aż do Nigerii włącznie długa przerwa. Przylatuje tam niewielu, choć dla lasów równikowych warto. W Beninie znowu spokój i grunt podatny na turystów. Kultura voodo, palmy rosnące wprost przy błękitnym oceanie, szerokie piaszczyste plaże, tak Benin jest fajnym miejscem na wakacje.

W Ghanie do zobaczenia fajny park linowy ale zabawa zaczyna się dopiero na pustyni w Mauretanii. Jest co poeksplorować ale trzeba wjechać w głąb kraju.

No i Maroko. Czuliśmy się jakbyśmy byli już jedną nogą w Europie. Nie zapomnę jak uradowani spotkaliśmy rodzinkę podróżującą camperem. Ucieszyliśmy się, że wreszcie możemy pogadać. Kiedy spotkasz podróżnika lgniesz do niego jak mucha do miodu, żeby wymienić doświadczenia. Ta para wymownie dała nam do zrozumienia, że przyjechali tu na wakacje na dwa tygodnie i chcą spokoju. Wtedy zrozumieliśmy, że nasza afrykańska przygoda się skończyła. Nie zmienia to faktu, że Maroko jest piękne.

Zdrowie

Wyzwania zdrowotne w tej części Afryki to: malaria, HIV, cholera i ebola. Jest jeszcze żółta febra, bez szczepionki na którą nie wjedziemy do wielu krajów. Ale wcale nie jest tak strasznie jak się wszystkim wydaje. Na cholerę jest szczepionka, jej epidemie wybuchają raczej sporadycznie, a picie tylko pewnej wody, mycie owoców i warzyw kupowanych na targu mocno redukuje ryzyko zakażenia. Ebola występuje obecnie w Demokratycznej Republice Konga, ale na wschodnich krańcach, a że są to tereny bardzo niestabilne politycznie i tak nikt o zdrowych zmysłach się tam nie wybierze na wakacje. Profilaktyka HIV też jest jasna więc zakażenia można bez większego problemu uniknąć. Najgorzej jest z malarią. Tu sprawa się komplikuje. Szczególnie wilgotna strefa lasów równikowych bogata jest w insekty. Uniknięcie bycia permanentnie pokąsanym jest wręcz niemożliwe. Ale podobnie jak na wschodnim wybrzeżu zdecydowaliśmy nie zażywać leków profilaktycznych. Zbyt duże ryzyko jak na tak długi czas. I znowu mieliśmy mnóstwo szczęścia, malaria dała nam spokój. Choć po drodze spotykaliśmy wiele osób, które przechodziły przez tą chorobę. Ci, którzy w Afryce mieszkają są wprawieni w bojach i po zastosowaniu odpowiedniej dawki szybko wracają na nogi. Ci, którzy są tu przelotnie i nie wiedzą „z czym to się je” czasem ulegają chorobie. Poznaliśmy parę Francuzów, którzy w Gabonie padli ofiarą malarii. Malaria zmiotła z nóg osłabioną dziewczynę i wylądowała w wiejskim szpitalu. Leczenie nie pomagało więc dzięki dobremu ubezpieczeniu helikopter przewiózł ją do stolicy. Miała bardzo zaawansowane stadium malarii mózgowej i mnóstwo szczęścia. Z malarią nie ma żartów, choć posiadanie przy sobie odpowiednich leków i bardzo szybka reakcja w większości przypadków wystarczają by uporać się z zarodźcami.

Przemyślenia

Nie żałuję, że przejechaliśmy tą stronę Afryki bo gdybym nie spróbowała na pewno czułabym niedosyt ale wiem na pewno, że nie chciałabym tego powtórzyć. Afryka wschodnia dużo bardziej mi się podobała. Za to jest parę osób na zachodzie, które chętnie bym kiedyś odwiedziła.

Wiele z opisanych przemyśleń może być krzywdzących dla Afryki zachodniej. Są to bowiem spostrzeżenia wynikające z dość specyficznego sposobu podróżowania. Jestem więcej niż pewna, że jeśli ktoś odwiedziłby stolice paru krajów samolotem, spał w hotelach i stołował się w restauracjach miałby zupełnie inne spostrzeżenia niż ja. Afryka dla wielu Europejczyków jest zadziwiająco… rozwinięta! Luanda, stolica Angoli jest najnowocześniejszym miastem afrykańskim jakie widziałam. Wieżowce, siedziby znanych marek, kasyna, piękne drogi.

W Dakarze parę sympatycznych Polakek zabrało nas do knajpki w sobotni wieczór i zobaczyliśmy przepiękne eleganckie damy i przeeleganckich panów tańczących przy muzyce na żywo. Zobaczyliśmy inną niż dotąd stronę Afryki, tą normalną, wbrew europejskim wyobrażeniom.

Podróżując naszym sposobem stykamy się głównie z życiem wiejskim, takim życiem jesteśmy zainteresowani i z takimi ludźmi mamy do czynienia, stąd nasze spostrzeżenia mogą być dość jednostronne.

 

Kurczę… ile małych i dużych historii przypomniało mi się podczas pisania tego tekstu. To był niesamowicie intensywny czas. Nie porównywalny do żadnego rozdziału w moim życiu. Życie na 250% albo i więcej. Mimo, że nie zawsze było lekko, piękny to był czas i już wiem, że będę tęsknić.

Komentarze

komentarz

Translate »