Kojarzycie film „Krwawy diament” z DiCaprio w roli głównej? Jakiego by się nie miało stosunku do tej hollywoodzkiej produkcji, trzeba przyznać, że film porusza ważny temat i pokazuje jaka jest ciemna strona przemysłu diamentowego. Jak się jednak okazuje ten przemysł może też przynieść coś dobrego nie tylko dla społeczności, ale także dla zwierząt!
Ciemny biznes surowców
Afryka od lat okradana jest z ukrytych głęboko pod ziemią surowców naturalnych. Korupcja i niekorzystne umowy międzynarodowe sprawiają, że światowi gracze eksploatują kontynent na potęgę. Wiedzą, że złoża są wyczerpywane i szukają nowych źródeł. Trafili na podatny grunt. Wiele umów podpisywanych jest za zamkniętymi drzwiami a efekt często jest taki, że wielomilionowe porozumienia i koncesje na wydobycie nie zasilają budżetu kraju a kieszeń przekupnego polityka, który akurat jest u władzy. Dla zagranicznych graczy liczy się biznes i efekt, nie etyka. Często ofiarami takiego układu padają także zwierzęta.
Jaskrawym przykładem jest przegrana niedawno batalia w Parku Wirunga w Demokratycznej Republice Kongo. Przegranymi są goryle górskie, gatunek grożący wyginięciem. Po wielu latach oporu, głównie ze strony władz parku, które walczyły o przetrwanie zwierząt, rząd wydał koncesję na wydobycie ropy naftowej. Doprowadzić to może do wzajemnego wytępienia się osobników, które walczyć będą o terytorium, boleśnie pomniejszone ze względu na wydzielenie terenu pod kopalnię.
Sierra Leone, w której rozgrywa się akcja wspomnianego filmu „Krwawy Diament”, pogrążony był przez wiele lat w wojnie domowej, rujnującej kraj. W dużym skrócie podczas wojny, która pochłonęła pięćdziesiąt tysięcy istnień, rebelianckie siły zmuszały między innymi do niewolniczej pracy przy wydobyciu diamentów, z których dochody umożliwiały finansowanie broni. Wydobycie odbywało się w skrajnie niehumanitarnych warunkach. Praca groziła przysypaniem w chałupniczo wydrążanych kopalniach, czy pylicą. Na dodatek w tego typu kopalniach nielegalnie pracowały dzieci.
Demokratyczna Republika Kongo jest ewenementem na skalę światową. W tym przypadku ogromne złoża okazały się przekleństwem, a nie wybawieniem. Rozkwit wydobycia złóż nastąpił podczas drugiej wojny światowej. Miedź potrzebna do produkcji bomb i łusek, wolfram do pocisków przeciwczołgowych, kobalt do rakiet. Amerykańskie bomby atomowe były produkowane z kongijskiego uranu. Ta zrzucona na Hiroszimę pochodziła z Kongo. Jednak nieumiejętne zarządzanie surowcami, odsprzedawanie ich za bezcen zagranicznym inwestorom, nieludzka praca przy wydobyciu w niehumanitarnych warunkach, korupcja, walka o władzę i wpływy, doprowadziły kraj do ruiny. To polityka eksploatacyjna doprowadziła kraj do ruiny. Polecam przy okazji fascynującą książkę „Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju” Davida Van Reybroucka, do której zapewne wielokrotnie będę się jeszcze odwoływać.
W 2007 roku Chiny podpisały umowę z Demokratyczną Republiką Kongo, w ramach której w zamian na koncesję na wydobycie dziesięciu milionów ton miedzi oraz sześciuset tysięcy ton kobaltu zbudują drogi, szpitale, lotniska, uniwersytety. Wielu komentatorów uważa, że DRK sprzedało się za bezcen. Że to neokolonializm w białych rękawiczkach. Oczywiście najgłośniej mówią tak Ci, którzy mają poczucie straconej szansy bo to nie oni wydobędą złoża za bezcen.
Najgorsze jest to, że obok Kongo, wiele krajów afrykańskich nie wykorzystuje ogromnego potencjału, jaki dają surowce. Sprzedają koncesję, a nie eksportują złóż na własną rękę wzmacniając własną gospodarkę. Zjednoczone Emiraty Arabskie leżą dosłownie na złożach ropy naftowej i genialnie przekuły to w sukces. Potrafiły tchnąć życie w pustynię, zbudować sztuczną wyspę. Stały się światowym potentatem. Rosja czy USA radzą sobie też całkiem nieźle.
Wydobycie z korzyścią dla obywateli
Bardzo podoba mi się gospodarowanie skarbami ziemi w Botswanie. Mowa o diamentach. Botswana, jako była kolonia brytyjska w 1966 roku odzyskała niepodległość. W przeciwieństwie do wielu afrykańskich krajów kolonialne łańcuchy zrzuciła bezkrwawo i bezboleśnie. Na dodatek rząd, który objął władzę nie był skorumpowany. Złoża diamentów były wybawieniem dla ubogiego i bardzo słabo zaludnionego kraju. Wyobraźcie sobie, że państwo zamieszkuje niespełna dwa i pół miliona ludzi, a jego powierzchnia jest niemal dwukrotnie większa od Polski. Na terenie Botswany znajdują się cztery kopalnie diamentów. Prowadzone są przez Debswana, czyli strukturę joint venture, będącą połączeniem rządu (50%) oraz południowoafrykańskiej firmy De Beers (50%). Spółka poza kopalniami diamentów (Orapa, Letlhakane, Jwaneng, Damtshaa), zarządza także kopalnią węgla. Nie istnieją żadne prywatne kopalnie diamentów, wszystkim kieruje Debswana. W kopalniach pracuje ponad sześć tysięcy osób, 93% z nich to Botswańczycy, a dochody z wydobycia zostają w kieszeni rządowej. Dokładnie tak to powinno działać!
Byliśmy na terenie jednej z takich kopalni, Orapa. Ale to było coś więcej niż kopalnia. Orapa to niemal państwo w państwie. Własność kopalni sięga dużo dużo dalej niż ogrodzenie wielkich hałd ziemi. Aby wjechać na teren Orapa należy mieć specjalne pozwolenie, które udaje nam się wyrobić na wpół mailowo, a na wpół osobiście. Po przekroczeniu bramy trafia się do samowystarczalnej komórki, na terenie której znajduje się miasto z supermarketami sieciowymi, osiedlami mieszkalnymi, kościołem, szpitalem, dworcem autobusowym, centrum sportowym z boiskami do gry w piłkę nożną, koszykówkę, a nawet lotniskiem i polem golfowym! Mieszkają tu wszyscy pracownicy kopalni, którzy wynajmują mieszkania za symboliczne kwoty. Największy szał w ramach rozrywki na rodzinny weekend to zdecydowanie własny… park narodowy! Zwierzęta żyją w symbiozie z ludźmi i można spotkać na przykład rodzinę guźców na zakupach w Choppies.
Tak się robi CSR!
W Orapie zaobserwowałam pierwszy jak do tej pory na naszej trasie przejaw dojrzałej społecznej odpowiedzialności biznesu. Nie da się ukryć, że eksploatacja złóż powoduje spore straty dla środowiska naturalnego. Ziemia przekopana jest na dziesiątą stronę. Aby wydobyć te cenne kamienie należy zużyć hektolitry wody, a także chociażby hektolitry ropy naftowej, która napędza maszyny. Skoro przemysł ten wyrządza takie szkody musi dać coś od siebie w zamian. I tak jak Skanska realizuje strategię zróżnicowanego zielonego budownictwa, Aviva wspiera niepełnosprawnych sportowców, a Grupa Żywiec SA inwestuje w kampanie społeczne przeciwdziałające sprzedaży alkoholu niepełnoletnim, tak Orapa inwestuje w ochronę przyrody.
Na stronie Debswany możemy przeczytać:
"For our people, every diamond purchase represents food on the table; better living conditions; better healthcare; potable and safe drinking water; more roads to connect our remote communities; and much more." Festus Mogae, President of Botswana, 7 June 2006
Zwierzaki na patelni
Orapa Game Reserve jest najmniejszym parkiem narodowym w Botswanie. Zajmuje powierzchnię dziecięciu hektarów. Nie da się oprzeć wrażeniu, że jest się po prostu w dużym zoo bez klatek. Zwierzęta zostały tu sprowadzone na zamówienie. Nie potrzebna tu żadna terenówka. Po szutrowych drogach poruszają się zwykłe osobówki.
Na terenie parku znajduje się jedna wielka polana, na której wypasają się oryksy, szpringboki, zebry, gnu, szakale czaprakowe i wyczekiwane nosorożce!
Po zagłębieniu się w busz można spotkać także żyrafę, a okazjonalnie bywają w parku i lwy. Do tego oczywiście mnóstwo ptaków.
Orapa bierze dużo ale oddaje też mnóstwo w zamian. Choć można poddać w wątpliwość, czy ten park jest bardziej dla zwierząt, czy jednak bardziej dla pracowników kopalni?
Kierunek rozwoju
Diamenty przeobraziły Botswanę, obecnie notuje najwyższy wzrost PKB na osobę na świecie. W błyskawicznym tempie z jednego z najmniej rozwiniętych krajów Afryki poszybowała na szczyty międzynarodowych rankingów rozwoju. Jest to efektem reform gospodarczych oraz właśnie diamentów. Dochody z ich sprzedaży stanowią aż 80% zysków z eksportu. Kraj jest światowym liderem wydobycia diamentów pod względem wartości, a drugim co do objętości.
Trzeba mieć świadomość, że opieranie gospodarki na zyskach z wydobycia minerałów, które są wyczerpywalne jest drogą w ślepy zaułek. Szczególnie mając na uwadze, że aż 17% kraju pokryte jest parkami narodowymi, na których rządzą zwierzęta a nie ludzie (przynajmniej w teorii). Opieranie gospodarki na turystyce to także droga do nikąd. Przemysł turystyczny bardzo podatny jest na niestabilności, szczególnie ze względu na politykę, ale także siły natury, które potrafią spłatać figla: patrz przykład ostatniego cyklonu w Mozambiku. Dobrze jest się zatem wzbogacić na własnych surowcach, z turystyki czerpać dodatkowe zyski i napędzić machinę rozwoju ale zdecydowanie potrzebny jest długofalowy plan inwestycyjny, który da gospodarce stabilizację i pozwoli na stały kroczący wzrost, czego życzę Botswanie. Bardzo podoba mi się, że w tym kraju są najniższe podatki w Afryce, to piękny ukłon w stronę biznesu. Nasz rząd mógłby się sporo od nich nauczyć.